Powstańcy w okopach / Autor nieznany – Adam Szelagowski „Wiek XX’, Warszawa 1937, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=4848965
– Reakcja na wybuch powstania w Bydgoszczy była umiarkowana, chociażby ze względu na ograniczenia wprowadzone przez Niemców. Trzeba pamiętać, że Niemcy zdecydowanie dominowali w Bydgoszczy. Stanowili ponad 80 proc. ogółu mieszkańców – mówi prof. Zdzisław Biegański, historyk z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego.
We wtorek (27 grudnia) obchodzimy Narodowy Dzień Zwycięskiego Powstania Wielkopolskiego. W 1918 roku po przyjeździe Jana Paderewskiego do Poznania i jego płomiennej przemowie z okna hotelu „Bazar” wybuchło powstanie na ziemiach Wielkopolski i Kujaw. Front powstania nie dotarł do samej Bydgoszczy, ale walki toczyły zaledwie kilka kilometrów od granic naszego miasta. Bydgoszczanie mieli też spory udział przy polskim zrywie narodowym, który zakończył się zwycięstwem Polaków. O Bydgoszczy w dobie powstanie rozmawialiśmy z profesorem Zdzisławem Biegańskim, historykiem z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy.
Miłosz Kalaczyński: Co było głównym powodem wybuchu Powstania Wielkopolskiego?
Prof. Zdzisław Biegański: – Trzeba cofnąć się do listopada 1918 roku, kiedy zakończyła się pierwsza wojna światowa i nastały niezwykłe dni dla wszystkich Polaków, bo państwo polskie wróciło na mapę. Informacje o tym wydarzeniu bardzo szybko dotarły do zaboru pruskiego. To sprawiło, że lokalne środowiska polskie zaczęły się mocno mobilizować. W Poznaniu powstała Naczelna Rada Ludowa. Koordynowała ona działania Polaków w całej dzielnicy pruskiej. Z frontów wojennych zaczęli wracać zdemobilizowani polscy żołnierze, którzy byli zmuszeni do walki w armii niemieckiej. Stworzyli oni wojskową konspirację, podejmując tym samym przygotowania do akcji powstańczej, którą rozpoczęto 27 grudnia 1919 roku po przyjeździe Ignacego Paderewskiego do Poznania.
Jakie były nastroje w Bydgoszczy podczas pierwszych dni powstania?
– W Bydgoszczy wydarzenia potoczyły się inaczej niż w Poznaniu. Powstała niemiecka Rada Robotniczo-Żołnierska, która skupiała dowódców wojskowych o umiarkowanych poglądach oraz robotników związanych z niemiecką socjaldemokracją. Chciała ona ułożyć relacje z Polakami. Wśród miejscowych Polaków rosły nadzieje i oczekiwania, które tymczasowo sprowadzały się do uzyskania ustępstw ze strony niemieckiej, np. w sprawie nauczania religii i j. polskiego w szkołach. Ogólnie jednak reakcja na wybuch powstania była umiarkowana, chociażby ze względu na ograniczenia wprowadzone przez Niemców. Trzeba pamiętać, że Niemcy zdecydowanie dominowali w Bydgoszczy. Stanowili ponad 80 proc. ogółu mieszkańców.
W jaki sposób informacje o powstaniu docierały do polskich bydgoszczan?
– Początkowo w polskich gazetach zamieszczane były oficjalne wiadomości władz niemieckich lub streszczenia informacji podawane przez prasę poznańską. Jednak od stycznia 1919 roku zaczęła działać silniej niemiecka cenzura. Jan Teska, wydawca polskiego „Dziennika Bydgoskiego” pisał, że nie jest w stanie przekazywać wszystkich treści. Ograniczał się do krótkich komunikatów. Nawoływał głównie do zachowania spokoju i oczekiwania na to co wydarzy się dalej. Liczono, że na konferencji pokojowej w paryskim Wersalu sprawa statusu Bydgoszczy zostanie przesądzona na korzyść Polski, dlatego nie chciano prowokować Niemców do zdecydowanej reakcji.
Sytuacja w naszym mieście cały czas była stabilna, jak na początku działań powstańczych?
– Po zajęciu Poznania przez powstańców Bydgoszcz stała się ważnym ośrodkiem administracyjnym i militarnym dla Niemców. Stacjonował w niej dość silny garnizon wojskowy, np. dowództwo 4. Dywizji czy kilka pułków piechoty, była też artyleria i lotnictwo. Ze wschodu zaczęli przybywać Niemcy, którzy byli rekrutowani do ochotniczych organizacji militarnych, przeciwstawiających się Polakom. Przyjeżdżali też najemnicy z Rzeszy. Ulegali oni propagandzie konieczności obrony niemieckiego stanu na wschodzie. Gdy powstańcy zaczęli odnosić coraz więcej sukcesów w Wielkopolsce, słabła rola umiarkowanych organizacji niemieckich, takich jak wspomniana Rada Robotniczo-Żołnierska, a do głosu dochodziły grupy, które chciały umocnić władzę Niemców w mieście. Ponadto Bydgoszcz stała się taką bazą wypadową przeciwko powstańcom. Organizowano oddziały i wysłano na tak zwany front północny Powstania Wielkopolskiego, w okolice Nakła nad Notecią czy Rynarzewa i Szubina, gdzie powstała linia frontu, na której Niemcy powstrzymali postęp Polaków w kierunku Bydgoszczy. Powstańcy byli bardzo blisko naszego miasta. Od strony zachodniej dotarli do rzeki Noteci i Kanału Bydgoskiego, w okolicach Ślesina, nawet Łochowa, a od południa aż do Brzozy. W samym mieście wzrastały represje Niemców wobec polskiej ludności. Dochodziło do znieważania. Wiemy też o pobiciach. Szczególnie znany jest incydent z 9 stycznia 1919 roku, gdzie na dworcu kolejowym zostali pobici ciężko polscy działacze, m. in. aptekarz Władysław Kużaj i ks. Jan Filipiak, który później organizował oświatę w Bydgoszczy.
Wiemy, że powstańcy nie dotarli do samej Bydgoszczy. Przewaga Niemców była zbyt duża. Ale czy były prowadzone jakieś przygotowania do ewentualnej akcji?
– Planowana była bezpośrednia polska akcja. Przygotowania konspiracyjnie poczynił bydgoski „Sokół” oraz powstałe w grudniu 1918 roku Towarzystwo Wojaków. W styczniu 1919 roku skupiało ono około 600 osób, głównie byłych żołnierzy. W czasie powstania przerodziło się ono w Polską Tajną Organizację Wojskową. Oczywiście, z racji przewagi niemieckiej w mieście nie mieli oni łatwego zadania. Przez aresztowania, na początku lutego 1919 roku, organizacja ta została spacyfikowana. Poza tym Naczelna Rada Ludowa nie za bardzo chciała rozszerzać zasięg frontu północnego. Zdawała ona sobie sprawę, że powstańcy nie są przygotowani na starcie z całym niemieckim garnizonem. Postanowiła ona rozpocząć rokowania. Odbyły się między innymi w Bydgoszczy, 4 stycznia 1919 roku, gdzie zdecydowano się zapewnić Niemcom panowanie nad szlakiem kolejowym, przebiegającym przez Bydgoszcz, w kierunku Piły, aby mogli oni ewakuować swoje wojska na zachód. Dawało to możliwości podpisywania korzystnych porozumień dla Polski na wschodzie, gdzie Niemcy luzowali terytoria lub instytucje i przekazywali je Polakom.
Ale to nie znaczy, że bydgoszczanie nie podjęli walki.
– Wiemy o przynajmniej 79 bydgoszczanach, którzy brali czynny udział w powstaniu, w tym 50 uczestników walk. Kilku z nich, znanych w mieście, zginęło. Wymieńmy chociażby Janusza Wierzbickiego, syna działacza narodowego. Jego ojciec Melchior był później przewodniczącym podkomisariatu Naczelnej Rady Ludowej na obwód nadnotecki z siedzibą w Bydgoszczy. Warto wymienić też brawurowe ucieczki lotników na stronę powstania. Ciekawym przykładem jest Antoni Bartkowiak, który uprowadził samolot myśliwski Albatros D.III i przeleciał na stronę powstańczą. Trzeba powiedzieć o inicjatywach wsparcia materialnego. Tutaj można wskazać na przykład Józefa Milcherta. Wraz z bydgoskim kupcami zakupił i zmagazynował sześć wozów zaopatrzenia dla powstańców. Należy wymienić też akcję pomocową kobiet. Na jej czele stały Apolonia Ziółkowska, Stefania Tuchołkowa czy Wincentyna Teskowa – żona Jana. Kierowały one komórką przerzutową dla ochotników na front powstańczy. Nie można zapomnieć też o pomocy lekarskiej znanego bydgoszczanina i przewodniczącego lokalnej Polskiej Rady Ludowej, Jana Biziela. Opiekował się powstańcami, którzy trafiali do Bydgoszczy, w kamienicy przy ul. Długiej 12.
Za oficjalną datę zakończenia powstania uznaje się 16 lutego 1919 roku. Podpisano wtedy rozejm w Trewirze. Miał on zapewnić Polakom względny spokój. Ale tak się nie stało. Bitwy w okolicach Bydgoszczy trwały nawet do czerwca 1919 roku.
– W lutym 1919 roku formalnie Ententa narzuciła Niemcom wstrzymanie walk przeciwko powstańcom. Gdyby się tak nie stało, losy powstania niewątpliwe byłyby w jakieś mierze zagrożone, gdyż mobilizacja niemiecka narastała. Ściągano coraz to większe siły. Jednak cały czas na linii rozgraniczającej tereny zdobyte przez powstańców dochodziło do walk aż do podpisania traktatu wersalskiego 28 czerwca 1919 roku. Polacy cały czas nie byli pewni swojego losu. W rejonach przyfrontowych staczano regularne bitwy, także jeszcze w czerwcu 1919 roku. W tych starciach zginęło nawet kilkuset żołnierzy wielkopolskich.
Niemcom bardzo musiało zależeć, żeby zostać w Bydgoszczy, skoro tak długo nie zaniechali walk?
– Kiedy w życie weszły rozporządzenia traktatu wersalskiego, dla wszystkich Polaków stało się jasną sprawą, że Bydgoszcz i okolice powrócą do Polski. Nie da się ukryć, że to miasto było wówczas silnym ośrodkiem germańskim, włączonym do zaboru pruskiego już w pierwszym rozbiorze. Niemcy do końca usiłowali się przeciwstawić włączeniu Bydgoszczy do Polski. Organizowali kampanie propagandowe. Próbowano wywierać nacisk na aliantów, pokazując siłę niemiecczyzny. Ale i środowiska polskie pozostawały bardzo aktywne. Były przeciwwagą dla tych działań. Bydgoszczanie musieli poczekać jeszcze pół roku na ostateczną ratyfikację zapisów wersalskich przez Niemców. Ostatecznie w styczniu 1920 roku niemiecki burmistrz Hugo Wolff przekazał klucze do miasta Janowi Maciaszkowi.
Zapisz się do newslettera Bydgoszcz Informuje!
W Bydgoszczy jest kilka miejsc związanych z Powstaniem Wielkopolskim. Przy ul. Bernardyńskiej 6, obok wydziału Politechniki Bydgoskiej, stoi pomnik i grób Nieznanego Powstańca Wielkopolskiego. W bydgoskiej Katedrze św. Marcina i Mikołaja widnieje tablica upamiętniająca powstańców, podobnie jak jedna z płyt przytwierdzonych do obelisku na Placu Wolności. Warto też zajść na cmentarz przy ul. Artyleryjskiej, gdzie znajdują się grób Jana Biziela oraz mogiły żołnierzy, którzy zginęli w czasie powstania.