Michał Jankowski z najnowszym albumem „Ginące miejsca. Zapomniane historie”. Fot. R. Laudański / UMB
– To historie, które aż chce się odkrywać – mówi Michał Jankowski, autor albumu „Ginące miejsca. Zapomniane historie. Kujawsko – pomorskie”
– Przed laty wybraliśmy się z kolegą rowerami do wsi, w której miał stać drewniany wiatrak. Na miejscu znaleźliśmy tylko jedną drewnianą belkę wkopaną w ziemię…. Takich miejsc szukał pan do albumu?
– Właśnie takich, na szczęście po wielu z nich zostało jeszcze coś więcej niż drewniana belka czy trzy cegły. To jednak ostatni moment, żeby na nie spojrzeć zanim znikną. Niestety, są marne szanse, że uda się je uratować w inny sposób niż utrwalenie ich historii w książce.
– Według jakiego klucza odnajdywał pan ginące zabytki?
– Często jadąc w jedno ciekawe miejsce można trafić na kilka innych po drodze. Od wielu lat tworzę sobie też taką prywatną bazę podobnych obiektów, a po wydaniu pierwszej książki „Ginące miejsca” pojawiło się wiele kolejnych inspiracji. Okazało się, że odzew czytelników był bardzo pozytywny i również sami czytelnicy dostarczali mi tematów do kolejnych podróży.
– Podczas spotkania z panem w bibliotece przy Starym Rynku czytelnicy dopominali się o utrwalenia kolejnych zabytków.
– Właśnie tak i z tej inspiracji wynikło jeszcze wiele miejsc, które należało odwiedzić i pochylić się nad ich historią. Oczywiście ogromną skarbnicą wiedzy w poszukiwaniach cennych obiektów jest Rejestr zabytków. I to jest bardzo smutne, bo większość opisanych budowli znajduje się formalnie pod prawną ochroną i absolutnie nie powinny wyglądać tak, jak wyglądają. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele, ale to temat na osobną rozmowę…
– Nie ma pieniędzy na ich ratowanie.
– Do braku pieniędzy dochodzą problemy własnościowe, prawne, a i Ustawa o ochronie zabytków ma spore wady.
– Na okładce albumu są ruiny zamku w Radzyniu Chełmińskim.
– To jedno z miejsc, które jest lokomotywą turystyczną naszego regionu i nieco wyłamuje się z pojęcia obiektów opuszczonych i zapomnianych, ale bez wątpienia zalicza się do przykładów architektury ginącej, której jest coraz mniej, a poza tym posiada historię, jaką warto rozpropagować. Jako ciekawostkę dodam, że kręcono tu film „Pan Samochodzik i templariusze”. Przy okazji odwiedzania miejsc typowo turystycznych, warto czasem zejść z głównego szlaku i wstąpić w jakąś boczną uliczkę, bo właśnie nieopodal, na uboczu można trafić na coś zupełnie nieznanego.
– I co takiego pan znalazł?
– W samym Radzyniu Chełmińskim jest jeszcze unikatowy dworek na Zielonym Wzgórzu. Dworek nie ma swojego odpowiednika w naszym regionie, a i w całej Polsce jest bardzo niewiele takich obiektów. Jeśli chodzi o architekturę dworską, to naprawdę unikat. Niestety, w nie najlepszym stanie.
– Inne przykłady?
– Przykładem ginącej architektury drewnianej jest kościół w Dąbiu Kujawskim. Drewniany kościół od lat jest opuszczony. Obok zbudowano nową świątynię, a stara – z ogromną historią, unikatowymi zabytkami – niszczeje.
Najszybciej znikającymi zabytkami są wiatraki – w albumie znalazły się murowany wiatrak Holender z miejscowości Nowe oraz wiatraki drewniane o różnych konstrukcjach w Ossówce i Pomianach.
– Coś z Bydgoszczy?
– Jedynym przykładem architektury przemysłowej stworzonej przez Józefa Święcickiego była fabryka słodyczy braci Tysler przy obecnej ulicy Warmińskiego. Fasada miała zostać zachowana i wkomponowana w powstającą tam nową zabudowę, ale obiekt wyburzono. W książce udokumentowałem proces degradacji tego zabytku.
W Bydgoszczy przy stacji Bydgoszcz Główna zachował się dźwig bramowy. To unikatowy w Polsce obiekt. Jest też historia pałacyku w Brdyujściu z niesamowitą postacią pana Zakaszewskiego. Zamieszczam również historię pamiątkowego głazu w Myślęcinku i jeszcze parę innych.
– W książce pokazuje pan obiekty, które miały „pecha” do pieniędzy, inwestorów, odrestaurowania.
– No rzeczywiście szczęścia im brakuje, bo na pewno nie historycznej atrakcyjności. Tym razem jednak zwracam uwagę także na coś więcej. Mamy bowiem dużo obiektów roztaczających wokół siebie aurę tajemniczości. Czasem nie wiemy nawet po co powstały. Wydobywanie tych historii okazuje się fascynującą przygodą. Jestem też przekonany, że czytanie o nich też taką będzie. Pierwsza książka „Ginące miejsca. Kujawsko – pomorskie” była zapowiedzią i miała wysondować, jakie będzie zainteresowanie czytelników. Okazało się, że jest ogromne, w drugiej więc zamieściłem dużo więcej ciekawostek związanych z tymi miejscami. Zabytki są opuszczone, zrujnowane…
-…przedstawia pan również ludzi związanych z tymi miejscami.
– Każdy obiekt ma swoją opowieść i z każdym wiąże się jakaś postać, np. piramida w Brodnicy, to ciekawa historia doktora Leopolda Dittmera z wątkiem nieszczęśliwego romansu i zahaczająca też o epidemię cholery. Lekarz stał się bohaterem znanej onegdaj powieści „Biała dama”. Takich ciekawostek jest cała masa i warto o nich poczytać.
– To kolejna pańska książka, jak łączy pan prowadzenie księgarni ze zbieraniem materiałów?
– Na podróże tak naprawdę mam tylko niedziele i urlopy. Na pracę historyczno – detektywistyczną pozostają wieczory i noce.
– Ginących zabytków starczy na trzeci tom?
– Myślę że mamy już taką klamrę zamykającą nasz region. A co dalej? Zobaczymy! Fascynującą sprawą jest to, że w ruinach, które zarastają krzakami kryje się tak wiele ciekawych historii i postaci. One nie tylko wiążą się z historią naszego regionu, ale także kraju.
– Na przykład?
– Niesamowicie zaskoczył mnie pałac w Lubrańcu. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, ile niezwykłych postaci się przez niego przewinęło. Początkowo należał do oficera armii napoleońskiej, który stał się zresztą także bohaterem pewnej powieści. Później mieszkała tam rodzina Grodzickich. Cały ród niezwykle zasłużył się w działaniach na rzecz wolnej Polski, co zresztą słono musiał przypłacić. Z historią pałacu wiążą się: kardynał prymas Wyszyński, święta siostra Urszula Ledóchowska, ojciec Maksymilian Maria Kolbe, Józef Piłsudski czy Ignacy Mościcki. Córka państwa Grodzickich była łączniczką AK. To ona przeniosła rozkaz rozpoczęcia powstania warszawskiego: godzina „W”, 17.00. To historie, które aż chce się odkrywać.
– Swego czasu było głośno o piramidach – megalitycznych grobowcach kujawskich w Wietrzychowicach.
– W tym miejscu ocieramy się już o archeologię. Rzeczywiście był czas, kiedy o tym odkryciu było głośno, wiele tam się działo, ale później sprawa przycichła. A to niezwykła historia. Pierwsze badania archeologiczne prowadziła tam Natalia Kicka, pionierka współczesnej archeologii w kraju. Pochowana jest na Powązkach, a jej grób jest zapomniany. Archeolodzy pewnie znają tę postać, ale szersze grono – nie sądzę.
– A jak z dostępem do tych miejsc? Można je zwiedzać?
– Niektóre tak, ale do większości dostęp jest mocno ograniczony, a czasem niemożliwy. Na dodatek wchodzenie do wielu z nich wiąże się ze sporym ryzykiem. Dlatego tym bardziej polecam nową książkę, bo czytelnik może w pełni bezpiecznie zajrzeć tam, gdzie na co dzień nie ma dostępu.
Książka „Ginące miejsca. Zapomniane historie. Kujawsko – pomorskie” pozwala poznać i spojrzeć na zrujnowane zabytki, nim zupełnie znikną z naszego krajobrazu.
Zdjęcia dzięki uprzejmości Wydawnictwa Pejzaż.
Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!