Po zachłyśnięciu się Zachodem pojawił się trend na odpoczynek w przepięknych polskich krajobrazach

Marek Kwaczonek, Powidz. Fot. archiwum prywatne M. Kwaczonka

Nad Brdą, Wisłą i Kanałem Bydgoskim dzieje się dużo, cieszmy się tym, co mamy, a przede wszystkim korzystajmy z tego, co jest – zachęca Marek Kwaczonek, bydgoski wodniak i kajakarz.

– Dla mnie ważne jest to, że w Polsce, w Bydgoszczy, można robić ciekawe i fajne rzeczy – mówi Marek Kwaczonek, kajakarz, wodniak prowadzący od prawie 30 lat firmę Makanu. – Nie musimy na wszystko narzekać. Wspierajmy nasze lokalne firmy, ciekawe imprezy i wydarzenia. My tak działamy. Można oczywiście w tym zakresie dużo jeszcze zrobić, tylko trzeba chcieć i przede wszystkim się trochę napracować.

Kiedy wybierasz się w egzotyczną podróż, na spływ kajakowy czy pieszą wędrówkę potrzebujesz odpowiedniego sprzętu. Dzisiaj go po prostu wybierasz i kupujesz.

– A jeśli cofniemy się o 20-30 lat, tego wszystkiego brakowało. Wtedy czasy wymagały pomysłowości i  prawdziwego hartu ducha – uśmiecha się Marek Kwaczonek, właściciel bydgoskiej firmy Makanu.

W tamtych czasach w bydgoskim Polskim Towarzystwie Turystyczno-Krajoznawczym działał Zbigniew Galiński, obecny szef Stanicy Wodnej PTTK we Wdzydzach Kiszewskich.

– Zbyszek zaraził mnie pływaniem kajakiem – wspomina Marek Kwaczonek. – Poprosił mnie, żebym przeprowadził mu kajak z Wdzydz do Tlenia. Wsiadłem i popłynąłem. Czyli najpierw zdałem praktykę, a później teorię (śmiech). Oczywiście pokazano mi, jak zachowywać się na wodzie, podobnie jak teraz przed spływami weekendowymi uczestnicy otrzymują (a przynajmniej powinni) instruktaż przed zejściem na wodę.
Jako student współpracowałem z bydgoskim oddziałem PTTK. Jeździliśmy m.in. na największe w Europie targi turystyczne ITB w Berlinie. PTTK promował wtedy pomysł Zbyszka Galińskiego, bardzo innowacyjny produkt „Kajakowy Tramwaj Wodny”. Dotyczyło to również promocji Bydgoszczy, Borów Tucholskich, szlaków, na które zapraszaliśmy zagranicznych gości.

Marek Kwaczonek
Marek Kwaczonek / Fot. B.Witkowski / UMB

Szlak Brdy

– Dla kajakarzy Brda zawsze była fajną rzeką. Natomiast zaproponowaliśmy wtedy coś, co dziś jest rzeczą oczywistą: kajaki oraz uczestnicy spływu byli dowożeni w miejsce startu i odbierani w punkcie końcowym. Dziś to jest normalne, ale 20 – 25 lat temu była to autentycznie nowość. Nikt tego w całej Polsce nie oferował! Innowacyjny pomysł cieszył się dużym powodzeniem nie tylko na targach. Bydgoski pomysł kajakarskiego „Kajakowego Tramwaju Wodnego” stał się inspiracją dla innych regionów kraju i firm. Promowaliśmy ten produkt podczas najróżniejszych targów.

Jak nas widzą

– Wtedy nie było jeszcze dużej świadomości wśród wodniaków, że zabieramy śmieci ze sobą, a nie zakopujemy w lesie – dodaje Marek Kwaczonek. – Zawsze byłem przeciwny dużym spływom, podczas których działy się rzeczy niekorzystne dla środowiska. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego po nich zostają hałdy śmieci pomimo tego, że był zapewniony transport bagażu wzdłuż rzeki. Część śmieci zakopywano. Czy ludzie wierzyli, że szklane butelki lub metalowe puszki szybko się rozłożą?!

Jeżdżąc na zagraniczne wydarzenia i targi wodne było widać, że tam jest inna świadomość wodniaków. Kajakarze szanowali naturę, chcieli się nią cieszyć. Potrafili docenić i uszanować strefy ciszy na wodzie. A co działo się i – niestety – dzieje u nas chociażby w weekendy?

Marek Kwaczonek: – Zastanawiałem się, dlaczego my nie możemy tak postrzegać otoczenia? Czy jesteśmy kulturowo bliżej czy dalej przyjaznym środowisku standardom?
Jeśli chodzi o sprzęt, wypożyczalnie, to z  biegiem czasu różnice się zacierały – mówi.

Po przygodę

– Każdy z nas potrzebuje kontaktu z naturą i ruchu – dodaje Marek Kwaczonek. – Ktoś wybierze rower, spacer, kajak, deskę, paralotnię. Nasze pokolenie jeszcze z wypiekami na twarzy czytało przygodowe książki Juliusza Verne: „Tajemniczą wyspę”, „Piętnastoletniego kapitana”, „Dzieci kapitana Granta”, „20 000 mil podmorskiej żeglugi” czy „W 80 dni dookoła świata”. Fascynowały nas podróże, które w czasach PRL-u dawały wolność.

Wyprawa na Alandy. Fot. archiwum prywatne M. Kwaczonka

– Zgłosiłem się do bydgoskiego PTTK po, wtedy popularną, legitymację Autostopu. Tak chciałem zacząć podróżować. Nie byłem łatwym petentem (śmiech) – mówi Marek Kwaczonek.
Tak poznałem Zbyszka Galińskiego, który pokierował mnie w stronę kajakarstwa. Po kilku latach poznałem innego kajakarza, nieżyjącego już niestety Krzysztofa Książka, założyciela Stowarzyszenia Instruktorów i Trenerów Kajakarstwa. Był w Polskim Związku Kajakowym, organizował różne imprezy. Zapamiętałem go jako dobrego człowieka. U niego skończyłem kurs instruktora kajakarstwa, tam doskonaliłem pływanie kajakiem, podstawy techniki.

Przewodnik wodoodporny

Ile rzek przepłynął? Pewnie kilkadziesiąt, ale Marek Kwaczonek przyznaje, że nie prowadzi ich spisu. Jest także autorem przewodników kajakarskich po rzekach Mazur i Suwalszczyzny. Firma „Pascal” najpierw wydawała przewodniki dla głodnych świata Polaków, ponieważ brakowało polskojęzycznych wersji. Wydawnictwo postanowiło wydrukować przewodniki dla kajakarzy na papierze wodoodpornym. Okazało się, że to nowatorskie rozwiązanie. Kajakarz mógł korzystać z nich na wodzie i nawet jeśli padał deszcz czy zalała go woda, papier nie nasiąkał. Wtedy był to bardzo innowacyjny produkt. Na targach kajakowych w Norymberdze zachodnie wydawnictwa były bardzo zdziwione, że coś takiego zrobiono w Polsce! Okazało się, że polska pomysłowość i innowacyjność połączona z chęcią robienia czegoś nowego, wychodziła poza horyzont naszych zachodnich sąsiadów. Okazało się, że samemu można coś zrobić, a nie tylko przyglądać się czy naśladować.

Rzekami, które opisał w przewodniku, pływał kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt razy. – To była praca, która nie wpłynęła na moje zauroczenie rzekami.

Z kolei przewodnik po rzekach Pomorza przygotował Zbigniew Galiński, który lepiej je znał.

Biznes z wody

– Jeszcze 25-30 lat temu brakowało na rynku wielu rzeczy – wspomina Marek Kwaczonek. – Sprzedawał się każdy kolorowy produkt. Na jakość specjalnie nie patrzyliśmy. Kajaki rodzimej produkcji były ciężkie, trudno było nimi manewrować. Kiedy co drugi wieczór naprawiasz kajak, to trudno cieszyć się piękną przyrodą. Radość obcowania z nią zaciemniały przyziemne sprawy. Dlaczego musimy podczas spływów męczyć się z klejeniem „szklaków” skoro są już nowocześniejsze kajaki, wykonane z innych tworzyw. To zróbmy coś innego. Poszukajmy innego produktu.

– Studiowałem germanistykę, następnie komunikację i zarządzanie zasobamiinformacji na UAM w Poznaniu. Znałem języki i to pomogło mi w kontaktach. Pracowałem dla kilku biur turystycznych, jako przewodnik pływałem z obcokrajowcami po polskich rzekach. Nauczyłem się innego podejścia do klienta, do produktów, podróżowania. W Bydgoszczy założyłem pierwszą wypożyczalnię z najnowocześniejszymi w Polsce polietylenowymi kajakami. Mieliśmy także filię na Suwalszczyźnie. – Wypożyczaliśmy sprzęt i dowoziliśmy w wyznaczone miejsca.

Opłynęli także wyspę Soroya na północy Norwegii. Fot. archiwum prywatne M. Kwaczonka

Na własne wyprawy kupowałem zachodni sprzęt. Wolałem zapłacić więcej, ale pływać wygodniej i bezpieczniej już bez potrzeby wieczornego klejenia kajaka.

– Po zachłyśnięciu się zwiedzaniem tak zwanego „Zachodu” pojawił się trend na odpoczynek w przepięknych polskich krajobrazach – mówi Marek Kwaczonek. – Klienci zaczęli pytać nie tylko o kajaki, ale i dodatkowe wyposażenie: lżejsze wiosła, sprzęt biwakowy, ogólnie o sprzęt turystyczny. Bazując na doświadczeniu z produktami, z których korzystałem na co dzień mogłem doradzić, co się sprawdza, a co nie.

Zaczęło się od pytań o nowoczesne kajaki, które sprowadzaliśmy do własnej wypożyczalni. Później zaczęły się o nie pytać inne firmy. I tak zaczęliśmy dostarczać zamówiony sprzęt i rozszerzać ofertę handlową – mówi Marek Kwaczonek.

Bezpieczeństwo i funkcjonalność

– Teraz oprócz bezpieczeństwa na wodzie liczy się także wygoda i funkcjonalność wyposażenia. W naszej ofercie są produkty, które spełniają wymagania klientów. Mamy dużą przyjemność ze sprzedaży tych produktów, które są trwałe, przyjazne w użytkowaniu i korespondują z naturą. To był bardzo dobry pomysł, by proponować funkcjonalne produkty dobrej jakości, najczęściej estetyczne z dobrym stosunkiem jakości do ceny – mówi Marek Kwaczonek.

Jak takie firmy jak Makanu zareagowały na ofertę dużych sieciowych sklepów z asortymentem sportowo – turystycznym oferujących podobne wyroby?

– Cieszę się, że takie sklepy powstały – mówi Marek Kwaczonek. – Oferują m.in. standardowe produkty, bo to są sklepy ogólno-sportowe, a nie specjalistyczne. Na początku klienci zachłysnęli się tańszym produktem, ale ktoś, kto często pływa kajakiem, jeździ rowerem, pływa lub biega dochodzi do wniosku, że jednak prosty, tani produkt, który był tylko tani, niekoniecznie się sprawdza w użytkowaniu. Duże sklepy dają też możliwość uprawiania sportu o wiele szerszemu gronu ludzi. To pozytywne zjawisko. Wcześniej dostępne były wyłącznie specjalistyczne produkty, na które nie każdego było stać.

Praca i wypoczynek

Na wyprawy, spływy było coraz mniej czasu, ale nigdy z nich nie zrezygnował.

Zrobili z kolegami kilka fajnych wypraw: pierwsze przepłyniecie z Kołobrzegu na Bornholm, oczywiście kajakami. Musieli się jeszcze odprawić, czuwała nad nimi Straż Graniczna. – Bardzo fajna wyprawa – wspomina.

Popłynęli na Alandy, na Szkiery. Opłynęli islandzki Horn, zupełnie na północy (relacja z wyprawy z 2011 roku dostępna jest w internecie).

– Najdalsza wyprawa i najtrudniejsza pod względem logistycznym – uśmiecha się Marek Kwaczonek, wtedy szef wyprawy. Opłynęli także wyspę Soroya na północy Norwegii.

Teraz co roku wybiera się na spływ rodzinny. Dodaje, że taki wspólny, rodzinny wypoczynek jest okazją do bliższego kontaktu z przyrodą.

Związki miasta z wodą

– Zawsze może więcej dziać się na wodzie, pytanie: czy organizacyjnie (zasoby ludzkie) i finanse na to pozwolą – odpowiada Marek Kwaczonek zapytany o związki miasta z wodą.
– W Bydgoszczy dużo się zmieniło, a także dużo dzieje się nad wodą. Ci, którzy mieszkają w Bydgoszczy jak ja, pewnych rzeczy, dziejących się na naszych oczach, nie zauważają. Kiedy zapraszam znajomych, kontrahentów i pokazuję im miasto, okazuje się, że są zachwyceni.
Na wodzie mogłoby się więcej dziać, ale cieszmy się tym, co mamy, a przede wszystkim korzystajmy z tego, co jest teraz.

Włodarze miasta czy organizatorzy imprez muszą mieć sygnały od korzystających, bo wtedy będą wiedzieć, że jest coraz większe zainteresowanie, co wzmocni w nich przekonanie, że trzeba zrobić coś więcej w tym kierunku. Można więcej, oczywiście, ale sami pokażmy, jako użytkownicy, że tego chcemy!

Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!

Udostępnij: Facebook Twitter