Ile jest gatunków ptaków w bydgoskim Myślęcinku. Sprawdził to bydgoski emeryt

Łabędzie w Myślęcinku / Fot. Włodzimierz Michalak

Od lat Włodzimierz Michalak fotografuje ptaki w Myślęcinku. Czego się o nich dowiedział? Czy ptaki się śmieją? A może potrafią przeklinać?

– Myślęcinek to najlepsze, co komuna zostawiła bydgoszczanom – uśmiecha się Włodzimierz Michalak, emeryt zafascynowany ptasią fotografią. – Genialny pomysł, by takie miejsce powstało obok miasta. Znam te tereny z dzieciństwa, wyglądały zupełnie inaczej. A tu ktoś miał taką wizję. Podobnie z Wyspą Młyńską, świetnym miejscem dla wypoczynku.

W życiu Włodzimierza Michalaka ptaki pojawiły się razem z nadejściem emerytury. Ostatnie lata przepracował w „Atosie”. Praca siedząca, potrzebował ruchu. Pomyślał, że zamiast chodzić bez sensu, zacznie robić zdjęcia. Dlaczego nie w Myślęcinku? Na początku fotografował wszystko. Z czasem najwięcej satysfakcji sprawiały mu zdjęcia ptaków. – Taka pustułka nie zwraca uwagi na biegaczy, spacerowiczów czy rowerzystów, bo zajęci są sobą, a nie ptakiem. A wystarczy na nią spojrzeć, wycelować obiektyw, od razu wyczuwa niebezpieczeństwo i odlatuje – opowiada.

Włodzimierz Michalak
Włodzimierz Michalak / Fot. B.Witkowski / UMB

Myślęcinek pozwalał połączyć ruch, zainteresowanie ptakami, fotografię, spostrzegawczość, co w pewnym wieku jest ważne. Z aparatem spaceruje i robi zdjęcia od 2009 roku, a zdjęcia ptaków pojawiły się w ostatnich trzech – czterech latach.

– Niedawno pierwszy raz w życiu trafiłem jemiołuszki – opowiada Włodzimierz Michalak. – Zrobiłem im prawie 2 tysiące zdjęć. Światło było kiepskie, część zdjęć, serii mogło być nieudanych. Fotografia cyfrowa dała wolność fotografowania. Niektórzy narzekają, że to niszczy kulturę zdjęcia, ale w ptasiej fotografii ułatwia zadanie. Przecież nie powiem jemiołuszkom: Teraz usiądźcie tak, dzioby w tę stronę i uśmiech. Okazję trzeba łapać.

Ludzkie zainteresowanie

– W Myślęcinku mieszka na stałe czapla siwa – opowiada Włodzimierz Michalak. – Latem można ją zobaczyć przy oczku wodnym obok wybiegu dla saren. Jest bardzo humorzasta. Raz pozwoli podejść na 20 metrów, innym razem odlatuje. Ptaki nie lubią ludzkiego zainteresowania. Kontakt wzrokowy, teleobiektyw kojarzy się ptakom z niebezpieczeństwem. Wolą się wycofać, chyba że kogoś już jako tako znają. Mnie zapamiętała pustułka. Robiąc jej zdjęcia poślizgnąłem się na śniegu i upadłem jak długi. Wtedy pierwszy raz w życiu widziałem, że ptak potrafi się śmiać! Siedziała na słupie, zajadała mysz, którą trzymała między pazurami. Na widok mojego upadku… zarechotała! Dlatego twierdzę, że ptaki potrafią się śmiać – uśmiecha się pan Włodzimierz. – Myślałem, że ucieknie, a ona poleciała po drugą mysz i zajadała się nią dalej. Z kolei sikorki są bardzo sympatyczne. Tylko kiedy sikorka złapie pasikonika i po kolei urywa mu wszystkie kończyny i głowę, to już sympatyczne nie jest.

Ptasia czujność

Czapla też jest czujna na spojrzenia i zdjęcia. – Kiedyś czapla wylądowała przy stawach, przemaszerowała krokiem defiladowym przez groblę – a to trzeba widzieć, bo jest lepsze od występów Chaplina czy Flipa i Flapa – opowiada Włodzimierz Michalak. – Nóżki- patyczki, wielki dziób. Doszła do miejsca, gdzie strumyk spływa po kamieniach i gdzie gromadzą się rybki. Złapała w ciągu dwóch minut trzy ryby. Była do mnie odwrócona plecami, ale za każdym razem odwracała się na chwilę, jakby chciała powiedzieć: Widzisz, tak to się robi!

Opowiada o parze błotniaków stawowych, które gniazdowały w Myślęcinku. Rzadkie i płochliwe ptaki drapieżne. W pierwszym roku dochowały się pary młodych.

Włodzimierz Michalak: – Kiedy próbowałem im zrobić zdjęcie, okazało się, że nie jestem jedynym chętnym. Byłem jednym z siedmiu miłośników ptaków z aparatami. Pomyślałem: niedobrze. Nawet jeśli wszyscy zachowywaliby się poprawnie, to jednak zainteresowanie mogło spłoszyć ptaki. Po dwóch latach błotniaki odleciały. Może dlatego, że wycięto krzaki, zmienił się poziom wody w stawie? Po trąbie powietrznej błotniaki z młodymi zniknęły.

Co pan Włodzimierz sądzi o wzroście zainteresowań ornitologią w społeczeństwie? – Widzimy przylatującą sikorkę, która coś tam skubnie. A dopiero na kolejnych zdęciach widać, że nie tylko coś skubnęła, ale dwa razy sprawdziła odległość do nas. Sprawdziła też, czy w pobliżu nie czai się drapieżnik i to działo się w ułamku sekundy, którego nie zarejestruje nasze oko. A aparat tak. Dobrych zdjęć jest bardzo dużo – dodaje – Ludzie nie tylko mają lepszy sprzęt, ale przede wszystkim talent. Jestem spacerowiczem, jak wielu innych, a fotografia to cel, żebym nie nudził się podczas spacerów.

Ptaki „przeklinaki”?

– Czasem zastanawiam się, czy ptaki przeklinają? – opowiada Włodzimierz Michalak. – Nakręciłem kiedyś filmik polującej czapli. Już się nachyliła, już chciała uderzyć w przepływającą rybę, otworzyła dziób i… nic. Mogę się założyć, co ona wtedy powiedziała! To dopiero widać na zdjęciach.

– W zdziczałym sadzie zauważyłem coś, co wyglądało na skorodowany garnek. A to był bażant. Nie zbliżam się do niego, podnoszę aparat, a on się wolno podniósł i nie spuszczając mnie z oka, się wycofał.

Innym razem chciał przejść przez drogę. Bażant przycupnął i jak na filmie rysunkowym ruszył. – Kiedy zaczynałem przygodę z fotografowaniem ptaków, szedłem za głosem bażanta. Dwa razy tak przeczołgał mnie przez teren ogrodu botanicznego, że już nigdy więcej nie dam się na to nabrać. Myślę, że ptaki potrafią też docenić, kiedy nie wchodzi im się w drogę. Jedno z ostatnich spotkań z bażantem miałem w okolicach skalniaka. Schodził odsłoniętym zboczem. Nonszalanckim  krokiem, trochę od niechcenia przeszedł przez drogę. Widział mnie z góry, kiedy próbowałem zrobić zdjęcie kapturce, tak się ptak nazywa. A bażant patrzył na mnie, może rozpoznał mnie z wcześniejszych spotkań? Nie uciekł, wytrzymał nerwowo, a ja, przy okazji zrobiłem kilka ładnych zdjęć.

Między czaplami

Przyznaje, że czasem potrzebna jest cierpliwość, bo taka czapla może być w 7-8 miejscach. Może siedzieć tygodniami przy oczu wodnym w sąsiedztwie stadniny. Potrafi też siedzieć wysoko i obserwować okolicę. Czapla biała pojawia się w Myślęcinku w drugiej połowie lipca, kiedy poziom wody w stawach jest niski. – Może ona ma już swoje lata i przylatuje na łatwiznę? – zastanawia się. – W płytkiej wodzie łatwiej jej złapać rybę. Dwa lata temu przy mnie złapała szczupaka i lina – wspomina Włodzimierz Michalak. – Szczupaka popijała wodą chyba ze trzy razy, ale większego lina już z siedem. Nie mogła go przełknąć. W ubiegłym roku pojawiła się konkurencja, którą pogoniła. W tym roku spotkała się w jednym stawie z czaplą siwą. To wyglądało jak pojedynek rewolwerowców! Czapla siwa używała – mam wrażenie – nieprzyzwoitych słów na widok konkurencji. Mierzyły się wzrokiem i mijały się jak podczas pojedynku rewolwerowców. Tylko czapla siwa jest na stałe, a biała dolatuje. Stroszyły pióra, straszyły się nawzajem, aż jedna wyprostowała się, spojrzała na konkurencję i odwróciła. W tym spojrzeniu była zapowiedź: „Spokojnie, spuszczę ci łomot i będzie po zabawie”. I czapla siwa odleciała. Kiedy zobaczysz kilka takich scen, to nie szkoda wydać kilku tysięcy złotych na teleobiektyw.

Ogród ptakami bogaty

Ile gatunków ptaków można spotkać w Myślęcinku? Włodzimierz Michalak udokumentował 106 gatunków. Niektóre zaglądają do nas tylko przelotem. Zabawią dzień, dwa lub godzinę i lecą dalej. – W tym roku trafiłem gęsi zbożowe, które w ogóle u nas nie zimują. Dwie sztuki odłączyły się od klucza. Jedna była chyba osłabiona. Poskubały trawę. Wiatr był silny i dwa razy przewrócił tę słabszą. Albo płaskonos z nieproporcjonalnie wielkim dziobem. Na stałe gniazduje także bączek – najmniejsza z czapli w Polsce, ale za to bardzo bojowa. Mam sto pięć gatunków udokumentowanych, ale nie mam żadnego porządnego zdjęcia krogulca, chociaż widziałem, jak krogulec sprzed nosa sprzątnął mi sikorkę. Kiedyś podchodziłem stadko kwiczołów, które przelatywały z drzewa na drzewo. W końcu siedem przysiadło w kępie brzózek. A ten uderzył zza moich pleców i odleciało sześć. Widziałem też, jak kos atakował krogulca. Tylko nie mam tego na zdjęciach. Kiedy miałem już około osiemdziesięciu gatunków, to zacząłem je liczyć. Ile ich będzie? Doszła mi jemiołuszka, która wcześniej się przede mną kryła. Nadal brakuje mi porządnego zdjęcia nie tylko krogulca, ale myszołowa, bo to lepszy cwaniak ode mnie. Wiem, gdzie ma gniazdo, ale tam nie chodzę.

Opowiada, że kiedy dzięcioły czarne wykują dziuplę, to wprowadzają się do niej kawki. Niby robota bez sensu, ale kiedy zobaczył, że pani dzięciołowa leci z jajkiem kawki w dziobie, to może dzięcioły prowadzą coś w rodzaju „hodowli”, by żywić się jajkami kawek? Zastrzega, że nie wie, co na to twierdzenie powiedzieliby ornitolodzy. Widział też, jak kruk zabrał jajko myszołowom. A myszołowy są cwane, bo latają do zoo, do wybiegu wilków, które są karmione mięsem. Próbują je podebrać. Wrony przeganiają myszołowa. A kiedy poluje, to w lesie robi się cicho.

Kiedyś Włodzimierz Michalak wybrał się z kolegą nad Stawy Milickie. Miały być tam wąsatki. Nie spotkali żadnej. Inne ptaki, owszem, ale nie te. Za to tydzień później wąsatki pojawiły się w… Myślęcinku! Pojawiają się regularnie na kilka dni.

– Nie jestem zawodowym fotografem – zastrzega Włodzimierz Michalak. – Nie mam chęci na wypady zagraniczne, by sfotografować egzotycznego dla nas ptaka. Trzeba koncentrować się na naszych.

– Kiedy idziesz znanym sobie lasem, to nie szukasz konkretnego ptaka, tylko zmiany. Cienia, którego wcześniej nie było. Opowiada, że miał śmieszną przygodę, kiedy robił zdjęcia strasznie zadziornemu kowalikowi. Ten nagle zniknął. – Patrzę, patrzę, szukam, aż tu myszołów, którego nie widziałem, zdenerwował się i odleciał. Siedział kilka drzew dalej. Przeszedłbym pod nim, a nie zobaczyłbym go – opowiada – Ptaki doskonale wykorzystują grę cieni.

Ogród w mieście

Myślęcinek ma swoje deptaki. W weekendy korzysta z nich tłum ludzi, ale są tam enklawy, w których ptaki mają spokój.

Włodzimierz Michalak: – Mam nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł, żeby po myślęcińskich stawach zaczęły pływać łódki, bo będzie po ptakach. Zostałyby wtedy może krzyżówki. Stałoby się to, co na Kanale Bydgoskim. Większe ptaki muszą mieć miejsce, gdzie mogą się schować. Bączki muszą mieć trochę trzcin wokół siebie. Zagnieżdżenie się błotniaków było sensacją, ale oznaczało również, że gdzie indziej kurczą się miejsce, w których czuły się bezpieczne. Był taki rok, w którym żurawie gniazdowały w pobliżu. Miały trzy młode. Dlaczego odleciały? Może na polu skończyła się kukurydza lub ktoś podszedł za blisko do gniazda licząc na dobre zdjęcie?

– Mam zdjęcia z miejsca, które nazywam żurawią łąką. Widziałem tam „rodzinne” spotkanie. Para żurawi wylądowała, przywitała się z tymi, które już tam były. Młody krążył w powietrzu, bo u ludzi młodzi do dziadków przychodzą później po pieniądze. Pogadali. Para została odprowadzona do miejsca startowego i pożegnana klangorem.

Teraz „dzieje się” między łabędziami. Na stałe były dwie pary łabędzi niemych, a dwa lata temu pojawiły się łabędzie krzykliwe. Sensacja, bo to płochliwe ptaki.

A kiedy łabędzie krzykliwe uznały, że stawy należą do nich, to przegnały łabędzie nieme i zrobiły to w brutalny sposób. Chciały też rozprawić się z żurawiami. Oba łabędzie wyszły na brzeg i ruszyły marynarskim krokiem w kierunku żurawi. Tylko żuraw ma ostry i długi dziób. Wtedy łabędzie zorientowały się, że z ich krótkimi, płaskimi dziobami nie mają co podskakiwać. Zabrały się i odleciały. A ja tylko robiłem zdjęcia.

Ciepłe kapcie i telewizja nie grożą emerytowi Włodzimierzowi Michalakowi. – Od lat nie mam ani radia, ani telewizji. Internet wystarcza. Amatorską pasję fotograficzną miałem zawsze. A kiedy pojawiły się techniczne możliwości robienia zdjęć, to czemu z nich nie skorzystać? Nie udaję, że jestem ornitologiem. Potrzebuję wiedzy, żeby rozpoznać, co to za ptak. Tu chodzi o satysfakcję z odkrywania Ameryki po swojemu. Fajnie samemu do czegoś dojść, nawet jeżeli już 150 tysięcy o tym dawno wie.

Bydgoszcz, piękne miasto

– Bydgoszcz jest pięknym miastem – mówi Włodzimierz Michalak. – Bez dwóch zdań wykorzystaliśmy szansę rozwojową. Nie mamy czego się wstydzić. Bydgoszcz jest dla mnie nie tylko małą ojczyzną. Pamiętam miasto z lat 80. ubiegłego wieku. Brudne, zaniedbane. Wyspę Młyńską, na której rudera goniła ruderę. To, co stało się z miastem w ostatnich latach zasługuje na – bo ja wiem – na Nagrodę Nobla. Rzadko bywam teraz w centrum, ale widzę, że tu i tam coś się buduje. Jest czysto. Regularnie dojeżdżam i wracam autobusem, z wyłączeniem strajku, bo wtedy chodziliśmy pieszo, ale niech tam, mają prawo do strajku. Nie zamieniłbym miasta na żadne inne.

PS. Album ze zdjęciami ptaków autorstwa Włodzimierza Michalaka ukaże się w drugiej połowie lutego.

Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!

Udostępnij: Facebook Twitter