Komiks o Leo Messim? To nic zaskakującego – mówi Maciej Jasiński, bydgoski twórca komiksów

Bydgoszczanin Maciej Jasiński od ponad 20 lat tworzy komiksy. To on stoi za scenariuszami serii „Detektyw Miś Zbyś na tropie”, „Nieustraszeni łowcy strachów” czy rocznicowymi komiksami, które bawią i uczą historii młode pokolenia. Jest też kustoszem pamięci wybitnego rysownika i autora komiksów Jerzego Wróblewskiego.

Sławomir Bobbe: Na komiksowej scenie działasz już ponad 20 lat. Duzym projektem, którym dałeś się zauważyć był komiks wydany z okazji 25-lecia NSZZ Solidarność w 2005 roku. Pojawiły się w nim znane z historii postaci – ks. Jerzy Popiełuszko, Jan Rulewski czy wreszcie ks. Romuald Biniak, budowniczy kościoła pw. Świętych Polskich Braci Męczenników na Wyżynach.

Maciej Jasiński – To jeden z pierwszych scenariuszy do komiksu, jaki napisałem. Pojawił się pomysł na album rocznicowy o Solidarności. Pamiętam, że zaczęliśmy późną wiosną, znalazł się chętny wydawca. To był w zasadzie pierwszy komiks rocznicowy w Polsce, który zapoczątkował bardzo długi cykl takich publikacji. Później prawie każde ważniejsze wydarzenie historyczne doczekało się komiksu – także o stanie wojennym czy bitwie pod Grunwaldem.

Jak to się stało, że do publikacji trafili Jan Rulewski czy ks. prałat Romuald Biniak?

– Są tam 4 rozdziały pokazujące różne etapy w historii „Solidarności”. Jest historia o strajku w stoczni w Gdańsku, księdzu Popiełuszce i Okrągłym Stole. Do każdego z nich jest posłowie. Poprosiłem te osoby o ich przygotowanie. Gdy pojechałem do pana Jana Rulewskiego, w swoim domu prowadził warsztat naprawy kserokopiarek. Powiedziałem, w jakiej sprawie przybywam, potraktował mnie bardzo serdecznie, zaprosił do środka. Nie było go ciężko przekonać do współpracy. Księdza Biniaka znałem już wcześniej, bo parafia Świętych Polskich Braci Męczenników to moja parafia. Na początku szkoły podstawowej, śpiewałem w kościele, teraz w życiu bym się nie odważył, bo lepiej słyszę siebie niż kiedyś. Ksiądz mnie pamiętał i opowiedział całą historię z ks. Popiełuszko ze swojej perspektywy. Wspominał, że ks. Popiełuszko nie otrzymał zgody od władz na prowadzenie mszy, odbyło się wtedy nabożeństwo za ojczyznę.

Jesteś z wykształcenia politologiem, więc wydarzenia z najnowszej historii Polski masz w „małym palcu”. Co innego jednak mieć wiedzę, a co innego przekazać ją umiejętnie do formy tak charakterystycznej, jak komiks. I to tak, żeby było interesujące dla odbiorcy.

– Do każdego komiksu staram się dobrać odpowiedni klucz, kierując się tym, by było to atrakcyjne dla czytelnika. Komiks to medium najbliższe filmowi, więc nie można ustawić statycznej kamery, postawić przed nią dwóch osób i kazać im przez 2 godziny gadać, bo nikt tego nie obejrzy. Tak może funkcjonować jedynie eksperyment wyświetlany na niszowych festiwalach. Natomiast tak jak film, komiks musi być atrakcyjny dla czytelnika. Z każdej historii więc staram się wyłowić te zdarzenia i sceny, które nadają tempa akcji, które mówią też coś o bohaterach i tle historycznym.

Czy scenariusz dostosowujesz również do rysownika, która dany komiks będzie rysować? Dla scenarzysty ma to znaczenie, kto będzie rysował „jego” komiks?

– Ma to ogromne znaczenie. Rysownicy mają swoje plusy, mają też ograniczenia. Na przykład śp. Andrzej Janicki męczył się za każdym razem, gdy miał rysować rower lub konia, dlatego nie dałbym mu przecież do rysowania komiksu o szarży polskiej kawalerii lub wyścigu pokoju, bo wiedziałem, że to byłaby dla niego udręka. Za to na przykład Jacek Michalski przepięknie rysuje konie, więc kiedy jeszcze Andrzej żył, to oni w duecie tworzyli komiksy. Przygotowałem kiedyś scenariusz o Powstaniu Styczniowym, z tym że najpierw Jacek Michalski zrobił szkic i narysował te konie w ruchu, a Andrzej pokrył szkic tuszem. Miał gotową kreskę, wystarczyło ją pociągnąć. Jacek Michalski przepięknie rysuje konie, gdyby zaczął malować obrazy to zachwycano by się nimi jak Kossakiem. Dlatego na przykład w komiksie o Nawojce, która jest postacią na wpół legendarną, umieściłem bitwę pod Grunwaldem. Co prawda w tym wypadku konie są przedstawione nieco humorystycznie, natomiast widać ekspresję, widać ruch.

Stoisz również za scenariuszami wielu komiksów rocznicowych. Dzięki nim poznajemy losy wielu bohaterów, którzy bywa, że byli wybitni, znani byli często niewielkiej grupie osób. Tak było chociażby z noblistą Albertem Michelsonem, który jest związany z regionem. Podobnie jest z historycznymi wydarzeniami.

– Komiksy rocznicowe przygotowuję też na zamówienie, gdy ktoś zgłasza się do mnie z konkretnym pomysłem. Mówi, że obchodzimy za rok jakąś rocznicę, mamy kilka pomysłów, jak ją wypromować, ale chcielibyśmy również mieć komiks rocznicowy. Po to, by rocznicę pokazać także nastolatkom czy dzieciom, które nie zainteresują się np. rocznicową wystawą. Trudno, żeby ktoś, kto ma 12-15 lat przeczytał opracowanie naukowe o Michelsonie, które ma 600 stron. Naturalnie 40-stronicowy komiks stanowić może bryk wiedzy, który chętnie przeczyta się w tym wieku i coś zostanie w głowie. Wiadomo, że w każdym z tych komiksów które przygotowujemy, wątek edukacyjny jest istotny, bo temu służy np. seria komiksów zamawianych przez kujawsko-pomorski urząd marszałkowski – by pokazać wybitne osoby związane z naszym regionem.

W Polsce tego rodzaju wydawnictwa jeszcze niedawno były nowością…

My dopiero dochodzimy do tego, co na Zachodzie już „przerobiono”. W USA czy Europie Zachodniej komiksy związane z historycznymi postaciami i wydarzeniami były już dawno. Gdy byłem 20 lat temu w Paryżu w sklepie z pamiątkami można było kupić komiks o katedrze Notre Dame czy rewolucji francuskiej. Przy zwiedzaniu stadionu Camp Nou mogłem w sklepiku klubowym kupić nie tylko komiks o klubie, ale był też osobny o Leo Messim. Także komiks to jest coś co normalnie funkcjonuje – przychodzi rodzina z dzieckiem do sklepu z pamiątkami, rodzinka kupuje koszulkę czy piłkę, a dla dziecka – komiks.

Scenariusz do komiksu historycznego wymaga specjalnych przygotowań?

– W ubiegłym roku przygotowywaliśmy komiks dla Przasnysza o bohaterach, którzy w czasie wojny działali w podziemiu i zostali zamordowani na tamtejszym rynku. Czytałem opracowania historyczne na ten temat, z pogłębieniem wiedzy nie było problemu. Bo do każdego komiksu trzeba się przygotować, zebrać informacje, posiąść wiedzę. Chyba rekordowe przygotowania przed pisaniem scenariusze prowadziłem przy okazji pisania o Wincentym Witosie. Jest dużo opracowań na jego temat, ale i tak najwięcej korzystałem z jego wspomnień, bo są najbardziej autentyczne i oddające jego stosunek do rzeczywistości.

Jak długo przygotowuje się scenariusz komiksu…

– Czasami idzie szybko, czasami wolniej. Dla pewnego muzeum robiliśmy komiks niemal rok, jeszcze się nie ukazał. Jest planowany na wiosnę tego rok. W różnych instytucjach różnie bywa z okresem akceptacji. Są historycy, którzy sprawdzają czy wszystko się zgadza, są konsultanci. Jeśli jest to instytucja historyczna, trwa to dłużej. Nigdy jednak nie zdarzyło się tak, że moja wizja „rozjechała się” z tą, którą miał pomysłodawca komiksu. Zawsze przygotowuję najpierw konspekt, opisuje scena po scenie co będzie i dopiero po jego akceptacji przygotowuję scenariusz – wydawca wie, czego może się spodziewać.

Masz swoje ulubione komiksy „do pisania”? Konwencja komiksu ściska scenarzystę czy wprost przeciwnie, jest na tyle otwarta, że pozwala „wyżyć się” artystycznie?

– Misia Zbysia mógłbym taśmowo „produkować”, jeśli nadążyłby rysownik. Sprawia mi to ogromną przyjemność, nie muszę tu trzymać się realiów historycznych, nic mnie w pisaniu nie ogranicza. Podobnie było przy Nawojce, bo jej historia jest znana tylko w niewielkim zakresie. Wiadomo, że pochodziła z naszego regionu i w przebraniu żaka studiowała w Krakowie. Gdy prawda wyszła na jaw, odbył się sąd biskupi i skazano ją na pobyt w klasztorze – to wszystko, co wiemy o tej osobie. Wszystko pomiędzy tymi wydarzeniami mogłem sobie dopowiedzieć. Umieściłem ją więc i pod Grunwaldem, a także wplotłem atak Krzyżaków na Bydgoszcz. Fajnie się to pisało.

Nie tylko piszesz, ale – można zaryzykować takie twierdzenie – jesteś kustoszem pamięci o wybitnym polskim rysowniku Jerzym Wróblewskim.

– Chciałbym wydać wszystkie prasowe komiksy Jerzego Wróblewskiego. Uważam, że na to zasługuje, w mojej ocenie to najwybitniejszy polski twórca komiksu, najbardziej wszechstronny. Grzegorz Rosiński (seria „Thorgal” – red.) zrobił międzynarodową karierę, Wróblewski, jeśli chodzi o warsztat, mu nie ustępował ani trochę. Nie wyjechał za granicę ale realizował się w Polsce. Jego komiksy są często nieznane, bo ukazywały się tylko w „Dzienniku Wieczornym”, więc wiedzą o nich jedynie mieszkańcy Bydgoszczy i okolic z pokolenia pamiętającego lata 60-te i 70-te. I to wtedy, gdy kupowali „popołudniówkę”, jaką był wtedy „Dziennik Wieczorny”. Pozostała część kraju tych komiksów kompletnie nie zna. Co mnie cieszy – grupa osób, która chce je poznać, a przecież komiks prasowy tamtych czasów jest już jednak nieco archaiczny, ciągle rośnie. A to nie jest komiks, który rozchwytywać będą nastolatki, jest ograniczony do konkretnej grupy docelowej. Jest więc dla kogo to przygotowywać. W tej chwili ukazało się już 20 tomów, mam skany wszystkich komiksów, trzeba je obrobić, bo druk gazetowy z lat 60-tych nie był najlepszy. Wyciągam czerń, dorysowuję fragmenty, których nie pokryła farba drukarska i wtedy można drukować. Od kilku tomów pomaga mi w tym bydgoski rysownik Rafał Śladowski. Staram się uatrakcyjnić formę tego komiksu, bo miała pierwotnie postać pasków komiksowych z podpisami, więc to co było w podpisach „przerzucam” do dymków. Po 10 latach jestem w połowie pracy.

Jak oceniasz kondycję komiksu w Polsce?

– Z roku na rok widać coraz więcej twórców, coraz więcej tytułów, coraz więcej czytelników. Gdy startowaliśmy z Misiem Zbysiem po autografy przychodziło kilka osób. Natomiast teraz na spotkaniach w Warszawie czy Łodzi kolejki były takie, że po przewidzianych w programie 2 godzinach autografów mieliśmy kolejne 2-3 dodatkowe, w czasie których podpisywaliśmy komiksy, tyle było chętnych osób. Wiadomo, że nowe pokolenie jest pokoleniem cyfrowym, coraz ciężej będzie mu przebrnąć przez długą książkę. Pierwszym wyborem przy zdobywaniu wiedzy będą historie obrazkowe, to poniekąd naturalne, komiks wpisuje się tu idealnie. Nie ma co z tym walczyć – gdy ktoś przeczyta z zainteresowaniem historyczny komiks o Koperniku i będzie chciał więcej sięgnie po książkę, albo wciągnie go astronomia, kupi sobie wtedy dziesięć książek na ten temat.

Co mówią czytelnicy, gdy podchodzą po autograf, dzielą się przemyśleniami?

– Lubię słuchać opinii, zwłaszcza najmłodszych czytelników, bo cechuje ich pełna szczerość np. o Misiu Zbysiu czy Nieustraszonych Łowcach Strachu. W Warszawie na targach było zabawnie, czekała na podpisy spora kolejka, więc postanowiłem pomóc rysownikowi – gdy przychodziły osoby z kilkoma komiksami, to zabrałem się za rysowanie w jednym, podczas gdy on rysował w drugim. Miałem wrażenie, że osiągnąłem wyżyny swoich możliwości rysownika. Ale potem chłopiec, na oko lat 6, odebrał jeden i drugi komiks, i trochę na boku popatrzył na to co narysowaliśmy i powiedział do swojego ojca – „tata, ale tamten pan lepiej rysuje”. I nie chodziło o mnie. Uznałem więc, że nie ma się co porywać na rysowanie.

Pierwszym recenzentem był jednak syn

– Mówi co się podoba, co nie. Był pierwszym fanem Misia Zbysia, jeszcze zanim powstał komiks. Bo ten komiks narodził się jako historyjki, które mu opowiadałem. Przychodził rano do łóżka, okładał mnie pluszakami i mówił – „tata mów”. No i musiałem, często bez otwierania zaspanych oczu, stworzyć na poczekaniu jakąś historię. Wszystko żeby rozśmieszyć syna no i dospać chociaż kwadransik. Później te wymyślone na poczekaniu historie przerobiłem na pierwszy zeszyt Misia Zbysia.

Zajmujesz sie nie tylko komiksem, od lat związany jesteś choćby z branżą gier komputerowych.

– Mam napisany już jeden scenariusz filmowy i pomysły na kilka innych. Natomiast nie znam środowiska filmowego, więc trudno się tam przebić, może kiedyś, zostawiam tę furtkę otwartą. Nie ograniczam się do komiksu, piszę książki, w tym książki o komiksie, artykuły o historii komiksu, recenzje oraz scenariusze gier. Niedawno napisałem artykuł historyczny o westernach Jerzego Wróblewskiego. Jest przygotowywana antologia jego westernów, będzie tam moje posłowie, to materiał który będzie przedstawiał jego zamiłowanie do Dzikiego Zachodu i pewne ograniczenia, na które natrafiał western jako gatunek w czasach PRL.

Jakie plany wydawnicze masz na ten rok? Znany jesteś z tego, że narzucasz naprawdę mocne tempo swojej pracy.

– Na premierę czeka 5 komiksów, które są już narysowane, skończyłem scenariusze do 4 kolejnych. Gotowy jest scenariusz następnego Misia Zbysia, od rysownika zależy kiedy się za niego zabierze. Piotr Nowacki rysuje teraz drugą naszą serię – Nieustraszonych Łowców Strachów, niedługo wyjdzie 4. tom. W produkcji jest następna historia dla młodszych czytelników, to spin off Misia Zbysia zatytułowany „Poczytaj mi Borsuku Mruku”, no i zrobiłem następny scenariusz o Wincentym Witosie – w tej chwili jest na etapie poprawek. Mam również niemal ukończony następny tom prasowych komiksów Wróblewskiego – western „Leworęki”, planuję też 1-2 kolejne tomy z komiksami Andrzeja Nowakowskiego.

Zapisz się do newslettera Bydgoszcz Informuje!

Udostępnij: Facebook Twitter