Nauczycielka z Bydgoszczy uczy plastyki w Kenii. W miejscu, które trudno znaleźć na mapie

– Każdy nauczyciel, który decyduje się na pracę w tych warunkach, jest dla nas bohaterem – mówi o pracy swych kolegów po fachu z Kenii Joanna Kotwicka, nauczycielka z Zespołu Szkół nr 1 w Bydgoszczy.

Joanna Kotwicka jest nauczycielką etyki, plastyki i bibliotekarką w Zespole Szkół nr 1 w Bydgoszczy. Część wakacji spędza w Kenii. W malutkiej osadzie Ndumuru prowadzi zajęcia dla miejscowych uczniów i nauczycieli. Swoje doświadczenia przekazuje w bydgoskim projekcie „Szkoła Otwarta i Tolerancyjna”

Miłosz Kalaczyński: Po co jeździ pani do Kenii?

Joanna Kotwicka: Jako wolontariuszka Fundacji Asante pomagam w malutkiej szkole, w osadzie Ndumuru, położonej w centralnej części kraju, mniej więcej siedem godzin jazdy samochodem od Nairobi. Szkoła została wybudowana w 2013 roku przez siostry Orionistki. Pomagamy finansować jej rozbudowę. Do Kenii wyjeżdżam w wakacje. Zwykle na miesiąc. Robię tak, już od 2010 roku. Organizuję zajęcia plastyczne z uczniami w szkołach prowadzonych przez siostry. Wspieram też nauczycieli. Pokazuję im metody aktywizujące–integracyjne i twórczego rozwiązywania problemów. Prowadzę dla nich warsztaty i przekazuję im przetłumaczone, dzięki wsparciu Miejskiego Ośrodka Edukacji Nauczycieli w Bydgoszczy, publikacje szkoleniowe. Zbieram także wskazówki od moich kenijskich przyjaciół. Pokazując mi swój system nauczania, urozmaicają mój warsztat pracy. To doświadczenie, którym mogę się podzielić, prowadząc Sieć Edukacji Międzykulturowej w MOEN. Oczywiście nie wszystko da się porównać i przełożyć na polskie realia i w drugą stronę też. Niemniej, to ciekawe i inspirujące.

Joanna Kotwicka
Joanna Kotwicka / Fot. B.Witkowski / UMB

Skąd udało się zebrać środki na budowę szkoły?

– Wsparcie dzieci kenijskich w materiały edukacyjne jest możliwe dzięki akcji „Kredki dla Afryki”, w którą angażuje się również wiele bydgoskich szkół. W zamian za to organizuję lekcje, na których opowiadam o kenijskiej szkole. Dzięki temu uczniowie z Bydgoszczy poznają kulturę Kenii.

Trafiła pani akurat do Ndumuru, osady, którą trudno znaleźć na mapie.

– Trafiłam tam dosyć przypadkowo, przez polską zakonnicę. W tamtej okolicy działają siostry Orionistki. Prowadzą misję w pobliskiej miejscowości Laare. To one wskazały potrzebę wsparcia szkoły w tej ubogiej osadzie. Podczas mojego pobytu w Kenii mogę liczyć na pomoc ze strony sióstr. Pomagają zabezpieczyć mój pobyt pod kątem logistycznym w ramach współpracy fundacji z misją.

A życie w Ndumuru na co dzień?  

– Ndumuru to maleńka osada położona na sawannie ok. 25 kilometrów od wioski Laare, w centralnej Kenii. Warunki życia tutaj są trudne. Mieszkańcy czerpią wodę z jedynego źródła, jakim jest wybudowana wiele lat temu studnia. Poją tam swoje stada krów, kóz i wielbłądów, czerpią wodę i transportują na osiołkach. Innego ujścia wody w promieniu wielu kilometrów nie ma. Do roku 2013 w tym rejonie nie było szkoły. Dzieci jeśli uczęszczały do szkoły musiały przemierzać wiele kilometrów. Obecnie w szkole uczy się około 120 dzieci i w tym roku pierwsza 8. klasa zakończyła cykl nauki w szkole podstawowej. To naprawdę ogrom szczęścia, bo przyszłością Afryki jest edukacja.

Jak wygląda rok szkolny w Kenii?

– Nie ma dwumiesięcznych wakacji jak u nas. Między kwartałami są kilkutygodniowe ferie. Podczas pandemii nauka w Polsce była kontynuowana w formie zdalnej. W wielu kenijskich szkołach nie ma możliwości połączenia się z internetem. Nie ma nawet dostępu do prądu. Rok nauki musiał być powtórzony ze względu na przerwę pandemiczną.

Ostatnie wieści z Ndumuru?

– W zeszłym roku wybudowaliśmy przy szkole nową kuchnię. Dzieci w porze lunchu mają obiad, a rano piją owsiankę. Często jest tak, że to jedyne posiłki w ciągu dnia dla dzieci z najbiedniejszych rodzin. Dlatego kuchnia to bardzo ważne wyposażenie każdej ze szkół. Budowę sfinansowaliśmy z własnych środków. Po realizacji kolejnego projektu siadamy i planujemy działania na kolejny rok. Nauczyciele zasygnalizowali duży problem, nad którym postanowiliśmy się pochylić. Ich sytuacja jest szczególna… Pochodzą z różnych stron Kenii, ponieważ w wiosce nie ma wykształconej kadry… Wynajmują pokoiki u społeczności lokalnej, bez wody, toalety, prądu. Pracują za minimalne wynagrodzenie (ok. 250 zł – miesięcznie). Pracują z dala od swojego domu i rodziny.

Każdy nauczyciel, który decyduje się na pracę w tych warunkach, jest dla nas bohaterem. Bez nich, dzieci, tak jak ich rodzice, nie uczęszczałyby do szkoły

W ramach tego projektu zaplanowaliśmy budowę ośmiu pokoi, które będą rodzajem internatu – domu dla nauczyciela. Budynek będzie usytuowany obok szkoły, wykonają go miejscowi cieśle. Dom Nauczyciela sprawi, że nauczyciele zakorzenią się we wsi, będzie to ich miejsce do pracy i życia w czasie roku szkolnego. Jesienią 2021 roku uruchomiliśmy zbiórkę społeczną na ten cel. Jednak wydarzenia w Ukrainie spowodowały, że przewartościowaliśmy bieżące potrzeby z przyczyn oczywistych. Udało nam się zebrać 30 proc. potrzebnej kwoty. W sierpniu zakupię na miejscu materiały do budowy i zrobimy tyle, ile się da. Projekt nie zostanie ukończony w tym roku, dlatego jeśli ktoś miałby ochotę nas wesprzeć, można znaleźć fundację Asante na Facebooku, a tam będzie cała nasza relacja z postępu działań. Jestem bydgoszczanką i dlatego w trudnych zadaniach staram się skupić na rozwiązaniu’ a nie na problemie. Tego uczy mnie moje miasto i ludzie, którzy są jego częścią.

Z jakim problemami musi się jeszcze zmagać Kenia?

– Pamiętam kilka przełomowych momentów. Gdy odwiedziłam Kenię w 2011 roku, w Rogu Afryki panowała największa od 60 lat susza. Pierwszy raz w życiu widziałam wyschnięte duże rzeki, konające z głodu zwierzęta. Było to wstrząsające. Do Kenii trafiło sporo uchodźców z Somalii, która od wielu lat pogrążona jest w chaosie. Oprócz zwykłych obywateli są wśród nich członkowie organizacji terrorystycznej Asz-Szabab, która jest odpowiedzialna za wiele zamachów we wschodniej części Afryki. We wrześniu 2013 roku, w Nairobi, był zamach w centrum handlowym Westgate Mall, zginęło ponad 70 osób… Dwa tygodnie wcześniej robiliśmy tam zakupy. W sierpniu tego roku odbędą się wybory prezydenckie w Kenii. Byłam już tam podczas głosowania. Jest to gorący czas. Mieszkańcy wychodzą na ulicę głośno manifestować swoje poglądy. W pamięci Kenijczyków mocno zapisały się wybory z 2007 roku. Zakończyły się one krwawymi zamieszkami, między innymi w mieście Eldoret. Dzięki współpracy z misją mam możliwość podróży samochodem między szkołami. Doświadczony kierowca, który pomaga często zrozumieć lokalny dialekt, jest nieocenionym wsparciem i przewodnikiem. Mam sprawdzonych, zaufanych, od lat tych samych kierowców. Oczywiście na co dzień to kierowcy współpracujący z misją. Codzienne zakupy robię w Laare na targowisku. Najsmaczniejsze są mango, zielone pomarańcze i papaja! Uwielbiam lokalne tkaniny, zawsze przywożę kangi, którymi potem obdarowuję przyjaciół i darczyńców fundacji. No i herbata! Z regionu Kericho, dostępna w całej Kenii – absolutnie najlepsza.

Przyjeżdża pani z Polski do szkoły, w której nie prądu.

– Będąc w Afryce zawsze mam taką refleksję, że nasza sytuacja jest mimo wszystko dobrodziejstwem. Jestem nauczycielem w Polsce, jak każdy człowiek zmagam się też z różnymi trudnościami na co dzień. Jednak porównując warunki pracy do tych w Kenii, można powiedzieć, że tutaj mamy luksus. Może dlatego zawaham się kilka razy, zanim zacznę na coś narzekać.

Joanna Kotwicka
Joanna Kotwicka / Fot. B.Witkowski / UMB

Swoje afrykańskie doświadczenia wykorzystuje pani w „Szkole Otwartej i Tolerancyjnej”. Jaki jest cel tego projektu?

– Zamysłem projektu jest stworzenie wspólnej platformy działań promujących tolerancję i otwartość na ludzi bez względu na pochodzenie, wygląd, poglądy, wyznanie czy status społeczny i materialny, postawy opartej na szacunku dla drugiej osoby. Projekt był w swym fundamencie odpowiedzią na agresję, która została wymierzona w Bydgoszczy na studentów z zagranicy w 2016 roku. Tegoroczna edycja projektu jest jubileuszowa, właśnie świętowaliśmy piąte urodziny „Szkoły Otwartej i Tolerancyjnej”. Za nami już pięć sezonów, przygotowujemy się do szóstej edycji. Co roku, 16 listopada, w Międzynarodowy Dzień Tolerancji organizujemy konferencję, na której informujemy o działaniach zaplanowanych na cały rok szkolny.

Na stronie internetowej można znaleźć sporo materiałów edukacyjnych dla uczniów, rodziców czy nauczycieli. Jakie działania są jeszcze podejmowane?

– Mnogość akcji prezentowanych w projekcie jest bardzo duża. Co roku tworzymy pakiet działań. Zawsze jest jakaś idea nadrzędna, która scala te wszystkie akcje podczas roku szkolnego. Co roku organizowany jest Festiwal Kultur. Każda ze szkół losuje epokę bądź kulturę, później uczniowie i nauczyciele prezentują je w maju na Wyspie Młyńskiej. Jest to wydarzenie barwne, kolorowe. Przychodzi na nie sporo młodzieży. W tym roku pokazywaliśmy różne kultury w ujęciu historycznym. Uczniowie przygotowując się do festiwalu poznają kultury innych narodów. Organizujemy też konkursy plastyczne, gry miejskie, debaty. Cieszą się one dużą popularnością.

Co jest pani zdaniem najważniejsze w projekcie?

– Cieszę się, że liczba osób zaangażowanych w projekt nie spada. I to jest siła tego przedsięwzięcia – społeczność bydgoskich szkół. Moim zdaniem, przed nami jest wciąż dużo pracy w zakresie edukacji o tolerancji i otwartości w szkołach, i nie tylko. Tolerancja jest różnie rozumiana, dla mnie tym kluczowym słowem w projekcie jest właśnie otwartość. Ze względu na to działania w projekcie są otwarte dla każdego. Nie trzeba mieć ponadprzeciętnej wyobraźni, być geniuszem, czy artystą lub posiadać jakiś wyjątkowy talent, aby w pełni uczuć się uczestnikiem projektu. Przez tą mnogość inicjatyw każdy znajdzie coś dla siebie. Wystarczy się otworzyć na działanie.

Zauważyła pani jakieś efekty „Szkoły otwartej i tolerancyjnej” w zachowaniach uczniów?

Na pewno widzę bardzo duże zaangażowanie nauczycieli, które cały czas rośnie, a to ma spory wpływ na edukację związaną z poznawaniem innych kultur, poszanowaniem drugiego człowieka, empatią. Przytoczę jedno wydarzenie, które zrobiło na mnie spore wrażenie. W 2019 roku podczas Festiwalu Kultur mieliśmy problem z odtworzeniem ścieżki dźwiękowej do jednego z występów. Kilka minut ciszy spowodowało, że uczniowie zaczęli domagać się włączenia muzyki do „belgijki”. W jednym momencie na scenę wskoczyło około 50 młodych osób i zaczęło tańczyć. Po prostu – tańczyć! Spontanicznie! Byliśmy zachwyceni, jak mało potrzeba, żeby zintegrować grupę i poruszyć młodych ludzi do wspólnego działania.

Udostępnij: Facebook Twitter