Park dla gentlemanów i kryminalistów: „Magnacki i pełen pańskiego przepychu”

Widok na obecną siedzibę Akademii Muzycznej. Nie ma jeszcze oczywiście budynku Filharmonii Pomorskiej / Archiwum Anny Perlik-Piątkowskiej i Pawła Piątkowskiego

Urządzony tak, by nawiązywał do naturalnego lasu. Kilka lat temu przeszedł rewitalizację i znów urzeka swoją elegancją. Zapraszamy do Parku Kochanowskiego.

Publikujemy fragment książki Anny Perlik-Piątkowskiej i Tomasza Izajasza pt. Pozdrowienia z zielonej Bydgoszczy – parki, skwery, zieleń uliczna. Wydawnictwo Pejzaż

Park w magnackim stylu

Park powstał w 1901 roku według projektu ówczesnego dyrektora Ogrodów Miejskich Konrada Neumanna. Nosił wtedy nazwę Ogrodu Bismarcka. Urządzono go w stylu angielskim, który odchodzi od sztucznej geometrii na rzecz naturalności i bujnej roślinności. Dzięki temu jest idealną przestrzenią do romantycznych spacerów lub samotnych rozmyślań. „Kurier Bydgoski” nazywał park magnackim i pełnym pańskiego przepychu. Było to jedno z ulubionych miejsc przechadzek dawnych bydgoszczan.
W 1938 roku w parku zarejestrowano 84 gatunki drzew, m.in. wiązy górskie i topole wysokie na 25 metrów czy potężne dęby szypułkowe. Już rok później, w czasie wojny, wiele drzew zostało zniszczonych.
Po rewitalizacji z lat 2014–2015 park znów stał się jednym z ulubionych miejsc bydgoszczan. Pojawiły się w nim m.in. muzyczny plac zabaw czy alejka z nawierzchnią przypominającą klawisze fortepianu, które nawiązują do charakteru tzw. Dzielnicy Muzycznej. Dziś w parku i okolicy rośnie kilkanaście pomników przyrody. Są to m.in. dwa dęby szypułkowe odmiany stożkowej nazywane Strażnikami (przysadziste drzewa przy wejściu do parku, pomiędzy nimi stoi pomnik Sienkiewicza), sześć dębów szypułkowych Jana oraz tzw. Świadek (pozostawiony pień pomnikowej topoli czarnej) czy jedyne w Bydgoszczy olsze sercolistne.

Tenis i łyżwy w parku Kochanowskiego

Latem 1927 roku od strony ulicy Staszica (w miejscu dzisiejszej Filharmonii Pomorskiej i jej otoczenia) Bydgoski Klub Sportowy otworzył korty tenisowe. Były wynajmowane również osobom spoza klubu za 3 zł na godzinę, a na miejscu był „pierwszorzędny” trener. Uważano wówczas, że tenis to sport dżentelmenów i grają w niego ludzie wykwintni. W 1936 roku na kortach BKS odbył się międzynarodowy turniej tenisowy o mistrzostwo Polski. Czołowi polscy zawodnicy (w tym słynna Jadwiga Jędrzejowska, która rok później została finalistką Wimbledonu) oraz zawodnicy z Europy (m.in. mistrzowie Węgier i Grecji) walczyli o Puchar Prezydenta Rzeczypospolitej. Z tej okazji przygotowano w parku dodatkową trybunę na 600 osób.

Jadwiga Jędrzejowska (z prawej) na bydgoskich kortach / Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Zimą korty były zamieniane w lodowisko, które cieszyło się ogromną popularnością. Wstęp kosztował 30 groszy dla młodzieży i 50 groszy dla dorosłych. Ślizgawka była otwarta codziennie od 8 rano do 22. Była oświetlona reflektorami, miała też bufet z ciepłymi napojami i ogrzewany pokój z tzw. kozą. Dwa razy w tygodniu odbywał się tu koncert orkiestry. Jak wspomina Zbigniew Raszewski w „Pamiętniku gapia”, bydgoszczanie gdy chcieli pojeździć, mówili, że „idą na lód”. Łyżwy, jakie znamy dziś, wtedy nazywane holenderkami, były jednak bardzo drogie i rzadkie. Najpopularniejsze były te nakładane na buty, które wymagały zrobienia u szewca otworu w obcasie i przykręcenia specjalnym kluczem.

Park schronieniem dla… kryminalistów

Park Kochanowskiego, mimo że tchnął spokojem, był też popularnym celem ucieczek. W 1931 roku Pan S., komiwojażer bydgoskiej firmy, poznał przed jednym ze sklepów na Gdańskiej młodą pannę i zaprosił ją do pobliskiej restauracji. Kobieta podczas kolacji mało mówiła i dużo się uśmiechała, ale za to jadła za dwóch oraz „piła jak dragon”. Gdy pan S. dobrze się jej przyjrzał, rozpoznał przebranego mężczyznę. Wtedy oszust zakasał spódnicę i zaczął uciekać do parku Kochanowskiego. Tam wpadł w krzaki i zniknął. Opisując sprawę, „Dziennik Bydgoski” wspominał o szajce, która naciągała w ten sposób mężczyzn w bydgoskich kawiarniach i restauracjach.
Z kolei w 1933 roku Janina Ostrowska, właścicielka kiosku przy ul. Gdańskiej 32, goniła aż do parku dwóch młodzieńców, którzy ukradli jej kilka drogich magazynów i pieniądze z kasetki. Pościg zakończył się częściowym powodzeniem. Przechodnie zatrzymali młodzieńców, a skrzywdzona właścicielka „przykładała swoją rękę tak często i tak intensywnie do twarzy bandytów, że momentalnie policzki im spuchły”, natomiast rozsierdzone kobiety okładały ich składanymi krzesełkami. Cenne magazyny odebrano, jednak złodzieje uciekli z pieniędzmi.
W 1928 roku w parku Kochanowskiego udaremniono też „kryminalny przemyt cygar”. Na odbiorcę kosza z 2 tys. cygar niemieckich oraz kilkoma kilogramami tytoniu, które wcześniej zostały przewiezione przez konduktora pociągu, czekał komendant komisariatu w przebraniu, a policjanci ukrywali się w krzakach. Mieszkający przy Gdańskiej Franciszek Schoett rzucił się do ucieczki, ale został pojmany i razem z konduktorem trafił przed sąd.

Udostępnij: Facebook Twitter