Aleksander Melech – pierwszy i najstarszy autostopowicz w Polsce. Podróżował aż do śmierci. Z Workuty do Bydgoszczy

Aleksander Melech / Archiwum rodzinne

Aleksander Melech swoje ostatnie autostopowe podróże odbywał, mając ponad 90 lat. – Lepiej jeden raz zobaczyć niż tysiąc razy przeczytać – zwykł mawiać posiadacz legitymacji autostopowicza numer 1. Zaczął podróżować na początku XX wieku. Jego życie to scenariusz na film.

Gdyby żył w obecnych czasach, miałby wielkie szanse na to, by zostać celebrytą związanym z turystyką. Znał kilkanaście języków, był starannie wykształcony, uprawiał alpinizm, kolarstwo, pływanie, jazdę konną, narciarstwo i turystykę pieszą. Bogactwem życiorysu, który wykuwał się niekiedy w tragicznych okolicznościach, mógłby obdarzyć wielu globtroterów. Aleksander Melech, związany z Bydgoszczą promotor turyzmu, miał polską legitymację autostopu numer 1. Pamięć o nim, poza rodziną, niemal zaginęła. Wróciła przypadkowo, wraz z wygrzebanymi gdzieś na „wystawce” starymi kliszami.

Oto w serwisie „Stare fotografie znalezione na kliszach” zaczęły pojawiać się zdjęcia starszego już pana, między innymi siedzącego w parku, na innych jest w towarzystwie rodziny. Na zdjęcia te trafiła rodzina Aleksandra Melecha, rozpoznając na nim pradziadka.

– Mam polubiony ten fanpage, lubię oglądać stare fotografie. Pewnego razu patrzę, a tam na jednym zdjęciu Kasia, moja kuzynka i pradziadek Aleksander, a na kolejnej fotografii przewinął się tata. Co jakiś czas pokazywały się tam kolejne fotografie. Znalazłam tam moją mamę, świetnie ubraną, w pięknych kozaczkach – wspomina Monika Drapińska, prawnuczka Aleksandra Melecha. – W komentarzach dałam znać, że rozpoznaję swoją rodzinę. Potem prowadzący ten serwis pan Maciej się do nas odezwał i powiedział, że może przekazać klisze. I nie dość, że je przekazał, to obrobił zdjęcia na komputerze. Nie pozostało nam nic innego, jak zorganizować pokaz slajdów dla naszej rodziny. To była spora niespodzianka, na rzutniku prezentowałyśmy zdjęcia i co chwilę ktoś się na tych fotografiach rozpoznawał. Żyją jeszcze dwie wnuczki Aleksandra, które na zdjęciach też się rozpoznawały. Młodsi pytali o starszych o to, kto jest na zdjęciach. Można powiedzieć, że od nowa poznawaliśmy historię naszej familii.

Rodzina przypuszcza, że po śmierci babci i dziadka, przy porządkach, klisze trafiły gdzieś na śmietnik, może na wystawki, które organizuje się, gdy sprzedaje się dom. Potem odnalazł je ktoś na targowisku, czy giełdzie i „wywołał”.

Pradziadek był samotnikiem

Monika Drapińska dziadka pamięta słabo. – Miał żonę Franciszkę. Przez to, że był typem samotnika, nie był, jak sądzimy, łatwy w kontaktach. To babcia miała na głowie wychowanie syna, a mojego dziadka. Był bardzo ciekawą postacią, ale dla żony niezbyt łatwą, bo większość życia go w domu nie było i nie chodzi tylko o sprawy wojenne. Z moją babcią chodziłam do niego do domu, mieszkał wtedy z bratem. Obaj byli już starszymi ludźmi, mieli długie brody. Babcia mu przygotowywała jedzenie, herbatkę. Było to dla mnie niesamowite spotkanie, różnica pokoleń, wygląd starego człowieka, mocno zapadło mi to w pamięć – wspomina prawnuczka. O tym, że dziadek nie był takim typowym dziadkiem dotarła do prawnuczki później, chociaż dorastała w przekonaniu i wiedzy, że dziadek był najstarszym autostopowiczem w Polsce.

– Na studiach, gdy kończyłam edukację kulturalno-oświatową i miałam pisać licencjat szukałam tematu, który byłby oryginalny i ciekawy. A temat był przecież w domu – to historia mojego pradziadka – mówi pani Monika. – Przez pracę licencjacką stałam się trochę spadkobierczynią dziedzictwa dziadka. Po opublikowaniu pracy odezwał się do mnie w sprawie książki „Autostop Polski – PRL i współczesność”, pan Jakub Czupryński. Pytał, czy chciałabym przygotować fragment traktujący o moim pradziadku. Mam też sygnał od filmowców, którzy kręcą dokument o autostopie, zbierają fundusze na produkcję filmu.

Niezwykła biografia – scenariusz na film

Nic w tym dziwnego, bo Aleksander Melech to postać fascynująca. Urodził się w 1883 roku w Wilnie, dzieciństwo spędził w podwileńskich Afendziewiczach, gdzie pobierał nauki. Już w 1901 roku rozpoczął studia w Akademii Medycznej w Petersburgu, gdzie zaczął interesować się turyzmem. Wraz z profesorem uczelni zwiedzał Krym, Kaukaz, atrakcje Rosji. Podczas I wojny światowej został wcielony jako oficer-lekarz do I Armii Rosyjskiej. Został ciężko ranny w starciach w Prusach Wschodnich. Po rehabilitacji wrócił na front, pod Łuckiem w 1917 roku zastała go Rewolucja Lutowa. Później, w czasie Rewolucji Październikowej, pracował w Piotrogrodzie jako lekarz w jednostce Czerwonego Krzyża. W 1921 roku jako polski obywatel przyjechał do kraju, a następnie wyjechał do Paryża, gdzie…zdobył tytuł inżyniera agronoma na paryskiej Sorbonie. To wtedy podróżował bardzo intensywnie, odwiedzając m.in. Amerykę Północną (przebył trasę długości 5 800 km z Halifaxu do Vancouver). Był w USA, Meksyku, Paragwaju, Urugwaju i Brazylii, gdzie był przyjmowany przez tamtejszą Polonię. W Europie „zaliczył” m.in. Belgię, Francję Niemicy, Portugalię, Anglię, Włochy. Po ataku Niemiec na Francję, na polecenie Czerwonego Krzyża, miał ewakuować się przez Dunkierkę do Anglii. Został jednak zatrzymany przez Niemców, trafił do obozu jenieckiego w Brest, a później do Saint Nazaire. To tam zaczął współpracę z francuskim ruchem oporu. Brał udział w zabezpieczeniu akcji desantu angielskiego pod kryptonimem „Rydwan” (to głośna akcja brytyjskich komandosów na suchy dok w porcie Saint-Nazaire, jedyny który mógł zmieścić pancernik „Tirpitz” – red.). Zdekonspirowany uciekł do Polski pod Wilno, gdzie doczekał wkroczenia wojsk radzieckich. Niestety znalezione przy nim „zachodnie” dokumenty mu nie pomogły, został aresztowany, trafił do budzącego grozę moskiewskiego więzienia na Łubiance, a później zesłano go do pracy w Workucie, gdzie spędził 12 lat pracując w kopalni. – Był niezwykle mądrym człowiekiem, typem samotnika. Lubił uprawiać turystykę samodzielnie. To pomogło, tak sadzę, w przetrwaniu w warunkach niewoli. Umiał się zorganizować, zadbać o siebie, radzić sobie w trudnych sytuacjach – uważa jego prawnuczka.

Monika Drapińska
Monika Drapińska, prawnuczka Aleksandra Melecha / Fot. B.Witkowski / UMB

Po odwilży w 1956 roku został wypuszczony (ostatecznie został zrehabilitowany przez Sad Najwyższy ZSRR w 1965 roku). Z Workuty wrócił jako inwalida, poruszał się o lasce. Trafił, jak wielu repatriantów, do Bydgoszczy. Paradoksalnie, właśnie po 1956 roku jego turystyczne zainteresowania rozkwitły. W 1959 roku brał udział w zjeździe założycielskim Auto Stopu, przypadła mu legitymacja numer 1. Przez lata promował autostop, sam był jego żywą legendą, przemierzył w ten sposób, nie tylko po Polsce, setki tysięcy kilometrów. Jeszcze w 1968 roku Aleksander Melech po raz trzeci odwiedził Bułgarię (bułgarski znał doskonale) – oczywiście „na stopa”. – Wiem, że bardzo żałował, że nie zobaczył Chin i Japonii. Był jednak w Afryce, Azji, większości krajów europejskich – mówi pani Monika.

Jak to się stało, że Aleksander Melech miał książeczkę autostopu numer 1 dokładnie nie wiadomo. – Dziadek wielokrotnie podkreślał, że autostop to nie tylko rzecz dla młodych ale i emerytów, którzy chcą zobaczyć świat, a nie mają na to pieniędzy. Dziadek, mimo że łapał stopa, to dziennie przechodził te 10-15 kilometrów na własnych nogach. Nie stał i nie zatrzymywał aut, tylko szedł. Książeczka autostopu ułatwiała sprawę, nie musiał więc płacić za przejazdy. Noclegów też nie organizował w hotelach, tylko w schroniskach, a bywało że pod gołym niebem, tego się nie bał, on to uwielbiał. Żadne wpisy nie świadczą o tym, że podróżował gdzieś samolotami czy pociągami, wszystkie możliwe podróże realizował autostopem. Spotykał bardzo ciekawych ludzi, był zaprzyjaźniony z żoną Jana Kasprowicza Marią, o czym świadczą jej wpisy w jego dzienniku. Sam pamiętnik jest kopalnią wiedzy o turystyce i autostopie – podkreśla prawnuczka.

Pamiątki po pradziadku

Jak mówi rodzina wiele rzeczy po dziadku „rozeszło się” po Polsce, ktoś coś pożyczył, ktoś coś dostał i nie zwrócił. – Co mogłam, zgromadziłam by napisać pracę licencjacką. Ocalało jednak trochę materiałów, w tym pamiętnik pradziadka w którym spisywał swoje wrażenia z podróży. Zbierał pieczątki z datami z odwiedzanych miejsc, podobnie było ze znaczkami, wycinkami z gazet i wpisami ludzi, których spotykał na trasie. Tak się tworzyła jego dokumentacja. Byłoby cudownie, choć ze względu na wiek pradziadka jest to mało możliwe, odezwaliby się jeszcze ci, którzy mieli go okazje spotkać na swojej drodze. Wtedy jego historia mogłaby być bardziej kompletna – zauważa pani Monika.

– Bardzo lubię tę fotografię. To ławeczka w parku na której przesiadywał. To było „jego” miejsce i punkt spacerowy. Mieszkał przy ul. Niemcewicza – mówi Monika Drapińska

Aleksander Melech zmarł 3 grudnia 1982 roku, spoczął na cmentarzu przy (ówczesnej) ulicy Stepowej na Bielawkach (dziś to cmentarz przy ul. kard. Stefana Wyszyńskiego).

Zapisz się do newslettera Bydgoszcz Informuje!

Udostępnij: Facebook Twitter