Dawid Kilon prezentuje swoje prace / Fot. B.Witkowski/UMB
– Obserwując ptaki, możemy zapomnieć o całym świecie – opowiada Dawid Kilon, biolog, ornitolog i rysownik. – Największym z drapieżnych w Bydgoszczy jest bielik. Mieszkam na Glinkach, w ciągu roku kilka razy go widziałem. Także nad lotniskiem czy nad wieżowcami na Błoniu.
Roman Laudański: – Za mało jest ptaszków w Bydgoszczy, że aż na Spitsbergen musiał się pan ostatnio zapuścić?
Dawid Kilon: – Za długo siedziałem w domu z kredkami i już mnie nosiło. Ptaki czują zakodowany w genach niepokój wędrówkowy. Mam podobnie. Przez dłuższy czas siedziałem na miejscu w Bydgoszczy – żeby nie było, jestem lokalnym patriotą i z Bydgoszczy nie mógłbym na stałe wyemigrować, kiedy nadarzyła się okazja – wziąłem udział w konferencji naukowej zorganizowanej przez poznański UAM. Pasjonują mnie miejsca związane z obserwacją zmiany klimatu. Konferencja i wyjazd był bardzo dobrze zorganizowany. Miałem szansę zobaczyć rzeczy, których nie widziałem poprzednim razem.
– Na przykład?
– Wcześniej na Islandii czy Antarktydzie zobaczyłem topniejące lodowce, zmniejszanie się pokrywy lodowej. Na Spitsbergenie to zjawisko też przybiera na sile. Byłem przy lodowcu Elza, z którego została niewielka powierzchnia lodu o powierzchni może kilkudziesięciu metrów kwadratowych. Za chwilę ten lodowiec przestanie istnieć.
– Zaczął pan opowiadać o rzeczach wymagających wyjaśnienia. Zacznijmy od kredek.
– Jestem rysownikiem, ilustratorem dzikiej przyrody, to moja praca. Dzień zaczynam od ostrzenia kredek, później rysuję pastelami. Rysuję dużo, do dziesięciu rysunków dziennie. Jeden rysunek poświęcam jednemu gatunkowi. Rysuję nie tylko ptaki, ostatnio owady, grzyby i rośliny. To wszystko przez zaangażowanie w kolejne projekty edukacyjne. Jeżeli czytelnicy pojadą, np. do rezerwatu „Mewia Łacha” lub na stojącą na Mierzei Wiślanej Wieżę Pirata, z której obserwuje się ptaki, to jest szansa, że natkniecie się na moje rysunki. Z Mikoszewa popłynąłem na foki. I tu ciekawostka, opowiadający o fokach pan również korzystał z moich rysunków. Wszędzie ten Kilon! Moje rysunki są również na tablicach informacyjnych w wielu bydgoskich parkach – na Wzgórzu Wolności, Wzgórzu Dąbrowskiego, w Dolinie Pięciu Stawów, nad Starym i Nowym Kanałem Bydgoskim i w wielu innych miejscach.
– Rozumiałbym, gdyby rysował pan z dziećmi, ale z dorosłymi?!
– W rysowaniu niektórzy osiągnęli wyższy poziom niż ja, ponieważ ja staram się rysować jeden do jednego, a niektórzy dodają coś jeszcze od siebie. Staram się łączyć zainteresowanie ptakami z malowaniem. Prowadząc warsztaty opowiadam o ptakach, ale także je rysujemy. Coraz więcej osób zajmuje się obserwowaniem ptaków, po prostu chcą odpocząć na łonie natury. Zabierają lornetkę, aparat fotograficzny i spędzają wolny czas w terenie. Niektórzy odnajdują w sobie jeszcze pasję malowania. Na warsztatach zaczynamy od rysowania piórka. Jak już je namalujesz, to sam w to nie wierzysz. Całe wizerunki ptaków są trudniejsze do namalowania. Zimorodki mają to do siebie, że jak już umiejętnie dobierzemy barwy, to każdemu to wychodzi. Nie używam szablonów, to byłoby mało artystyczne.
– Kogo w panu więcej? Biologa? Rysownika?
– Trudno powiedzieć. Ostatnio najwięcej czasu spędzałem rysując pastelowymi kredkami. Intensywnie pracuję nad swoją książką, która niebawem się ukaże. Prowadzę warsztaty, a np. przed chwilą dostałem propozycje wyjazdu jako przewodnik na Islandię. Jeśli chodzi o dotychczasowe książki o ptakach czy zwierzętach, to mają one maleńkie ilustracje i jak je pokazywać podczas wycieczki dla 25 osób?
– Pamiętam z dzieciństwa atlas ptaków z dużymi ilustracjami.
– To była książka Jana Sokołowskiego. Od tamtej pory nikt nie wydał rysunkowego atlasu ptaków. Mam na koncie już kilka książek, ale zapragnąłem wydać coś, co w stu procentach będzie moje. Dlatego wydaję to samodzielnie.
– Co pana kręci w obserwowaniu ptaków?
– Zawsze fascynowała mnie przyroda. Kiedy byłem mały, to, jak większość dzieci, przeżywałem fascynację dinozaurami. Później, w gimnazjum, co tydzień brałem udział w quizie zagadkowym, który zawsze wygrywałem. Nagrodą były darmowe wejściówki do ZOO w Myślęcinku. Najpierw zacząłem zbierać ptasie pióra. Szczególnie fascynowały mnie te, których właścicieli nie znałem. Mając już niezłą kolekcję piór trafiłem pod skrzydła Wiesława Bagińskiego, bydgoskiego ornitologa. To z nim byłem na pierwszej wycieczce ornitologicznej, na warsztatach. Zacząłem żyć ptakami. Im podporządkowałem swoje życie. W gimnazjum, liceum wszyscy wiedzieli o mojej ptasiej pasji. Kiedyś byłem człowiekiem raczej zamkniętym. Obserwowanie ptaków otworzyło mnie na ludzi. Pozwoliło mi rozwinąć skrzydła. Miałem szczęście, że trafiłem na Wiesława Bagińskiego. Gdybym wtedy nie przyszedł na kółko ornitologiczne w MDK-u, to nie wiem, czym bym się dziś zajmował. Dziś obserwuję ptaki i jeszcze mi za to płacą.
– Jak sobie ptaki radzą w mieście?
– Kończy się okres lęgowy ptaków. A bociany już zebrały się w stada i odlatują. Już tylko nieliczne jerzyki gniazdują, większość już odleciała.
– Jak w piosence: „Te odlatują, te zostają”. Sprawdziłem wykonawców: Łucja Prus i Skaldowie.
– „W żółtych płomieniach liści” (Dawid Kilon zaczyna nucić piosenkę). Dalej jest jeszcze mowa o obrączce, a to już mi się kojarzy z obrączkowaniem ptaków. Lubię oglądać muzyczne talentszoły. Ktoś wykonywał tę piosenkę. Reaguję na wątki ornitologiczne w piosenkach.
– Ile gatunków ptaków mamy w Bydgoszczy?
– Pewnie około 250 – 270. Nie jestem dobry w liczbach. Nie mamy monografii ptaków Bydgoszczy. Może wydanie takiego albumu byłoby dobrym pomysłem?
– Z Moniką Wójcik-Musiał, wiceprezeską Towarzystwa Przyrodniczego „Kawka” opiniujecie działania m.in. budowach, czy aby wysokie budynki nie zagrażają ptakom.
– Staramy się być organem doradczym, chociaż nie każdy korzysta z naszej wiedzy. Często słyszymy, że budynek musi być ładny. A w raportach piszemy, że budynek powinien być zabezpieczony przed kolizją z ptakami. Później okazuje się, że i tak żadna z osób decyzyjnych nie wzięła tego pod uwagę. Smutne. Ostatnio sporo czasu poświęcaliśmy imprezom masowym. Czujemy potrzebę dbania o nasz skarb, o przyrodę. Myślęcinek jest przepięknym miejscem, ma niezwykłe walory przyrodnicze. Żyje przyrodniczym życiem przez cały rok. Kiedy podczas imprez masowych kilka tysięcy osób chce przebiec np. przez jakąś wyspę w nas uruchamia się mechanizm uchronienia tego miejsca przed zadeptaniem. Na szczęście potrafimy ze sobą rozmawiać i w tym roku imprezy odbywały się z poszanowaniem przyrody. W ramach wolontariatu sprawdziliśmy, gdzie ptaki gniazdują, którędy pobiegną uczestnicy, a wszystkim chodziło o to, żeby nie narazić ptaków, które miały tam lęgi na płoszenie. Zgodnie z polskim prawem nie wolno płoszyć ptaków w okresie lęgowym. Powinny mieć ciszę i spokój. Cieszy to, że chciano korzystać z naszej wiedzy, żeby przyrodzie nie stało się nic złego. Jestem za aktywnością, wszystko można pogodzić.
– Duże zainteresowanie towarzyszyło łabędziom, które zrobiły gniazdo na Wyspie Młyńskiej przy Młynach Rothera. Co też może się dziać z tą rodziną?
– Znajoma ma działkę w okolicy Wyspy Spornej (pani Tamaro, serdecznie pozdrawiam) i obserwuje łabędzie na Brdzie. Kiedyś napisała mi, że „jej” łabędzie konfrontują się z inną grupą, z obcą parą z młodymi.
– To one nie żyją w zgodzie?
– Nie lubią się. Dawno temu nad jeziorem Łuknajno, kiedy łabędzie były jeszcze bardzo rzadkie, potrafiły tworzyć małe kolonie, ale dziś są bardzo terytorialne. Sądząc po liczbie młodych, to była to rodzina z Wyspy Młyńskiej. Prawdopodobnie popłynęły do Brdyujścia.
– Mamy duże drapieżne ptaki w mieście?
– Największym jest bielik. Mieszkam na Glinkach, w ciągu roku kilka razy go widziałem. Także nad lotniskiem czy nad wieżowcami na Błoniu. Podczas Covidu obserwowałem ptaki z balkonu, z którego fotografowałem m.in. bielika. Czasem wystarczy podnieść głowę, żeby go zobaczyć. Czas zamknięcia pozwolił mi uwierzyć, że narysuję ptaki do mojej książki. Od tamtej pory nie przestaję rysować.
– Pana działalność edukacyjna wywołuje pozytywne efekty?
– Pytałem kiedyś pracowników ogrodu w Myślęcinku, czy nadal trafia do nich tyle podlotów (młodych, niesamodzielnych ptaków). Otóż nie. Ludzie coraz częściej wiedzą, że nie zabieramy młodych zwierząt do domu, tylko zostawiamy pod opieką rodziców. Jeszcze trochę zajmie nam przekaz dotyczący dokarmiania ptaków tylko zimą. Cieszy mnie, że coraz częściej słyszę pytania: Dokąd mam pojechać na ptaki? Ludzie potrzebują kontaktu z przyrodą, jest np. ornitologia terapeutyczna. Obserwując ptaki, możemy zapomnieć o całym świecie. Przebywanie w terenie działa na ludzi kojąco. Ja nadal jeżdżę w teren, ale rysowanie również sprawia mi wielką frajdę. A skoro narysowałem wszystkie ptaki, znowu ruszę w teren. Zostałem liderem bydgoskiej grupy „Bewik” Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków, dlatego czuję się w obowiązku częstszego wychodzenia w teren, by opowiadać o ptakach i je pokazywać. Po wakacjach chciałbym uaktywnić towarzystwo ptasiarzy oraz sympatyków ptaków. Kiedy byłem mały, ptaki pokazał mi Wiesław Bagiński. Teraz trzymam pałeczkę i chcę przekazać ją dalej.
Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!