Michał Jankowski prezentuje swoje książki / Fot. B.Witkowski/UMB
– Odkrywamy, jak pięknym czasem dla Bydgoszczy był okres II Rzeczpospolitej, kiedy Bydgoszcz przeszła już w polskie ręce i świetnie rozkwitała – mówi Michał Jankowski, autor książki „Mała kolejka”, historyk, księgarz i regionalista.
Mała kolejka, zwana ciuchcią, kursowała w latach 1895–1969 między Bydgoszczą i Koronowem, w ramach Bydgoskiej Kolei Powiatowej. Malowniczą trasą kursowały kiedyś małe pociągi służące transportowi towarów i stanowiące podstawowy środek lokomocji. Kolejowy szlak tętnił życiem towarzyskim i turystycznym, obfitował w kąpieliska, restauracje i zakątki pełne atrakcji kulturalno-sportowych. Jej losy Michał Jankowski opisuje w swej książce „Mała kolejka. Trasa Bydgoszcz – Koronowo” .
Roman Laudański: Nim porozmawiamy o „Małej kolejce” zapytam, skąd w panu te historyczne zainteresowania?
Michał Jankowski: Rodzice – Aleksander i Katarzyna – są historykami sztuki. Od najmłodszych lat miałem styczność z książkami i sztuką. Obserwowałem, jak rodzice pracowali naukowo, jeździli po archiwach, bibliotekach. Myślę, że nasiąkałem taką atmosferą od małego, a dziś to po prostu owocuje.
– A genów nie wydłubiesz, jak mówią.
– Tak jest. Od lat ciągnęło mnie do tematów związanych z naszą przeszłością, szczególnie z tą, która nie została dobrze zbadana. Ubolewam, że część naszego dziedzictwa została niesłusznie zapomniana, jest pomijana, bo znajduje się gdzieś na uboczu. Tak zacząłem swoją przygodę z ginącymi miejscami, z których powstała pierwsza książka „Ginące miejsca kujawsko-pomorskie”.
– Znakomity pomysł zapamiętania, a my, często nawet nie wiemy, że w najbliższej okolicy ruiny z przeszłości zarastają krzakami.
– Często codziennie je mijamy bez świadomości, jak ciekawą mają historię. Dlatego chciałem wydobyć te ruiny z krzaków i uboczy nim do końca się rozsypią. Robiłem to z nadzieją, że przez to, iż znalazły się na kartach książki uda się je ocalić od zapomnienia, a jako księgarz i historyk mam wiarę w siłę słowa pisanego. Wiemy, że książki przetrwać mogą dłużej niż najtwardsze mury. Wierzę też, że chociaż część tych miejsc uda się jeszcze ocalić i będzie dla nich nadzieja na lepszą przyszłość.
– Kiedyś w młodości wybraliśmy się na rowerową wycieczkę do wsi, w której, jak informował przewodnik – miał stać drewniany młyn. Pozostała po nim jedna belka…
– Zabytki architektury drewnianej są niezwykle kruche, trudno o nie walczyć.
– Z zazdrością patrzę na Niemcy, gdzie przeważa dbałość o zabytki odległej przeszłości.
– Oczywiście trzeba pamiętać, że my ciągle jesteśmy o kilka dekad w tyle za Zachodem, pamiętajmy o uwarunkowaniach polityczno – historycznych. Ale i my pewnie kiedyś też do tego dojdziemy.
– Tylko czy tyle czasu mają zabytki, które opisał pan w książce „Ginące miejsca”?
– No właśnie, ile do tego czasu stracimy przez naszą mentalność i niefrasobliwość. Poza tym mamy źle skonstruowaną ustawę o ochronie zabytków. Część przepisów wiąże ręce konserwatorowi zabytków oraz tym, którzy chcieliby ratować konkretny zabytek. A przecież są wśród nas ludzie, którzy mają dobrą wolę i chcą ratować zabytkowe obiekty. Niestety zdarzają się też przypadki niszczenia zabytkowych obiektów z premedytacją, by zyskać np. atrakcyjne tereny. Procedury konserwatorskie są tak skonstruowane, że często w takich sytuacjach zanim ruszy cała prawna machina, okazuje się, że dla zabytku jest już za późno. Byłoby dobrze zacząć od zmian w ustawie o ochronie zabytków. Konserwator powinien mieć zdecydowanie więcej możliwości w egzekwowaniu należytej opieki nad zabytkiem, a zarazem ci, którzy podejmują się dzieła renowacji mieli więcej swobody w realizacji swoich planów.
– Nie mam wspomnień związanych z kolejką wąskotorową, przestała jeździć, kiedy miałem kilka lat. A skąd w panu takie zainteresowanie?
– Znowu ta genetyka… Moi pradziadkowie związani byli z koleją, w tym jeden – Ignacy Borkowski z kolejką wąskotorową z Wyrzyska. W książce przypominam, że kolejka bydgoska i wyrzyska powstały w tym samym czasie i w pewnym momencie się połączyły jako Bydgosko – Wyrzyskie Koleje Wąskotorowe.
– W jakim celu powstała kolej wąskotorowa na trasie Bydgoszcz – Koronowo?
– Kolejka jeździła nie tylko po tej trasie. Mówimy o Bydgoskiej Kolei Powiatowej, trasa Bydgoszcz – Koronowo była zaledwie jej fragmentem, lecz jakże wyjątkowym. O budowie kolejki zdecydowano z powodów gospodarczych, aby powiązać tereny słabiej rozwinięte z miastami i zapewnić transport towarów, płodów rolnych i ludzi. Chodziło także o połączenie z koleją szerokotorową oraz z portami rzecznymi. Natomiast trasa Bydgoszcz – Koronowo wyróżniała się nie tylko swoją malowniczością, odcinek ten stał się atrakcją turystyczną i rekreacyjno – kulturalną.
– Czym sobie zasłużył na takie miano?
– Malowniczość pociągnęła za sobą inwestycje. Budowano restauracje, ogródki rekreacyjne czy pływalnie. Tam tętniło życie! W Koronowie powstał park Grabina, gdzie były restauracje i muszle koncertowe. Wszyscy prześcigali się w oferowaniu nowych atrakcji. Co ciekawe, bardzo szeroko rozpisywała się o tym wszystkim ówczesna prasa, co czyni ją dziś wspaniałym źródłem do poznawania przeszłości i zwyczajów ludzi sprzed lat.
– Urzekło mnie zdjęcie kajaków transportowanych specjalnie przystosowanymi wagonami do Koronowa. Znakomity pomysł!
– Owszem i aż dziw bierze, że dzisiaj nie czerpiemy z tego dziedzictwa. Część z tych pomysłów jest aktualna i dziś wciąż moglibyśmy z nich korzystać. Nie ma już torów wąskotorówki, ale nie rozumiem, dlaczego tak słabo wykorzystywany jest potencjał kanału Bydgoskiego i Brdy. Wodniackie życie nie obfituje w fajerwerki. Trochę dziś się dzieje, mamy sukcesy sportowe, ale co z rekreacją? Co rzeka oferuje mieszkańcom Bydgoszczy i okolic? To samo z żeglugą.
– Przecież są „Słoneczniki”, którymi można wybrać się na rejs po Brdzie.
– To nie to samo…
– Kiedyś pływała „Ondyna”
– Oooo, to była atrakcja.
– Jako kajakarz preferuję bliższy kontakt z wodą. Odbywają się spływy, można wypożyczać kajaki, rowery wodne.
– Także jestem kajakarzem. Warto wspomnieć jeszcze o tym, co umyka w historii „małej kolejki”, czyli o tworzących ją ludziach. Sprawili oni, że ta trasa stała się głośna w całej Polsce. Dyrektorem Bydgoskiej Kolei Powiatowej był Otton Zgirski, a zawiadowcą stacji Bydgoszcz oraz sekretarzem biura Bydgoskiej Kolei Powiatowej był Szczepan Boiński. Bardzo istotnie wpłynęli oni na turystyczny rozwój Bydgoszczy i okolic, a niestety w historii miasta są zupełnie nieobecni i zapomniani. Tutaj dodać także należy starostę bydgoskiego Józefa Nowaka oraz Lucjana Kosidowskiego, burmistrza Koronowa. Wykonali oni mnóstwo pracy, by promować kolejkę i trasę Bydgoszcz – Koronowo. Dzięki nim do Bydgoszczy trafiły wagony motorowe, które w latach 30. XX wieku były absolutną nowością. Nasze były pierwszymi wagonami motorowymi jeżdżącymi po torach wąskotorowych w Polsce! Przyjeżdżali do nas chętni z całej Polski, żeby przejechać się taką maszyną. Nie zapominajmy, że wtedy dominował napęd parowy, ewentualnie można było pojechać powozem, bo motoryzacja raczkowała. Trzy wagony motorowe były oblegane i stanowiły ciekawą atrakcję. Nawet organizowano w Bydgoszczy spotkania dyrektorów kolei powiatowych z całej Polski, bo wszyscy byli ciekawi w jaki sposób bydgoszczanie rozpoczęli proces motoryzacji małej kolei.
– Udało się panu dotrzeć do ludzi pamiętających popularną „ciuchcię”?
– Zbieranie materiałów nie było proste. Ogłaszałem, że szukam wspomnień, materiałów, ale ponieważ osoby starsze najczęściej nie korzystają z mediów społecznościowych nastręczało to wielu trudności. Najbardziej skutkował kontakt bezpośredni. Starsze osoby przekazywały wyciągały z szuflad stare kalendarze z namiarami czy albumy ze starymi zdjęciami. Książka pozwoliła zaistnieć wyjątkowym fotografiom, bo często nie mamy świadomości, że w prywatnych albumach możemy mieć rzadkie ujęcia interesujących fotografii. Zbieranie materiałów było trudne, czasochłonne, ale i fascynujące. Byli pracownicy oraz ich potomkowie byli wzruszeni, że ktoś, po latach, interesuje się ciuchcią, że ten kawał historii znajdzie swoje upamiętnienie. Dodam, że w Bydgoszczy i w Koronowie, jedynymi śladami po kolejce wąskotorowej są nazwy ulic. W Bydgoszczy Nad Torem, gdzie toru już nie ma, a w Koronowie jest ulica Wąskotorowa.
– A most?
– Most jest wspaniałym reliktem, jednym z nielicznych, które przetrwały do dziś. Trzeba pamiętać, że kiedyś groził on katastrofą budowlaną, ponieważ nikt się o niego nie troszczył. Dodam, że przy moście nie ma żadnego upamiętnienia, które mówiłoby o jego historii. Przez lata były na nim tory wąskotorówki, ale i one zostały zabudowane. Aż się prosi, żeby w jego sąsiedztwie ustawić – nie mówię o parowozie, ale może wagonik, czy chociażby porządną tablicę informacyjną.
– Na mierzei przetrwała kolej wąskotorowa z mostem obrotowym, ale przetrwała dzięki pasjonatom. Stanowi atrakcję turystyczną.
– Niestety, to nie są działania scentralizowane, tylko oddolne inicjatywy pasjonatów, którzy nie mają na to żadnych pieniędzy i ciułają każdy grosz, by zrobić coś, czym powinno się zająć Państwo. Doskonałym przykładem jest Towarzystwo Wyrzyska Kolejka Powiatowa w Białośliwiu. Ich coroczne zloty miłośników kolei wąskotorowej przyciągają tłumy nie tylko pasjonatów odkrywających piękno wąskich torów.
– A reakcja czytelników na książkę?
– Zainteresowanie książką przeszło moje i wydawnictwa oczekiwania. Na spotkanie w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej przyszły tłumy.
– Może coraz więcej chcemy wiedzieć o przeszłości naszych małych ojczyzn?
– Chyba drzemie w nas wszystkich nostalgia, tym bardziej, że odkrywamy, jak pięknym czasem dla Bydgoszczy był okres II Rzeczpospolitej, kiedy Bydgoszcz przeszła już w polskie ręce i świetnie rozkwitała. Dziś jest to wizerunek miasta, do którego powinniśmy dążyć.
Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!