Prof. Marek Harat: Mózg lubi być wykorzystywany. Trenujmy go!

Prof. dr hab. n. med. Marek Harat Fot. Robert Sawicki/UMB

– Musimy starać się być aktywni przez całe życie. Rozmowa, którą właśnie prowadzimy, wspólna kawa, wyjście do teatru, do opery. Kontakt z ludźmi, to stymulacja naszych mózgów – mówi prof. dr hab. n. med. Marek Harat.

W czwartek (19 grudnia) prof. Marek Harat otrzyma doktorat honoris causa na Politechnice Bydgoskiej. Jeden z najbardziej cenionych neurochirurgów w Polsce jest także wykładowcą na wydziale medycznym uczelni.

Roman Laudański – Politechnika Bydgoska wręczy panu profesorowi doktorat honoris causa. To docenienie lat pracy i zaangażowania w tworzenie kierunku lekarskiego?

Prof. Marek Harat, konsultant neurochirurgiczny Kliniki Neurochirurgii w 10. Wojskowym Szpitalu Klinicznym, prof. Politechniki Bydgoskiej, konsultant w Centrum Onkologii – Docenienie całokształtu, dokonań neurochirurga pracującego od ponad 30 lat w Bydgoszczy. Lekarza przyciągającego pacjentów z każdego zakątka Polski. Trafiali tu na leczenie nawet pacjenci ze Stanów Zjednoczonych i Australii. To także uznanie moich dokonań naukowych, które pomogły w działaniu na rzecz lepszej, bezpieczniejszej medycyny. Wokół mnie wyrosły również osoby, które stają się autorytetami i z sukcesem prowadzą wiele ośrodków neurochirurgicznych w Polsce. Byłem także jednym z pierwszych, którzy powiedzieli „tak” dla medycyny w politechnice. Ona jest potrzebna dla kraju, dla Bydgoszczy i dla każdego pacjenta, żebyśmy mieli więcej dobrze wykształconych lekarzy.

Co wiemy o mózgu

Czy o mózgu wiemy już wszystko?

– Mózg jest najmniej poznanym i najbardziej skomplikowanym narządem człowieka. Od kiedy pracuję jako aktywny neurochirurg pojawiło się wiele nowych możliwości leczenia i wpływania na funkcje mózgu, ale znacznie więcej tajemnic jest jeszcze przed nami. Tajemnic, które – być może – nigdy nie zostaną rozwiązane.

Przez lata naukowcy i lekarze przeanalizowali przypadłości i choroby dotyczące chyba wszystkich części ciała człowieka. Na czym polega problem z mózgiem?

– Mamy olbrzymi postęp wiedzy o innych narządach, poza mózgiem. Dzięki temu wydłuża się życie statystycznego mieszkańca Polski i Europy. A mózg w większości jest poza kontrolą. W zaprogramowany sposób żyje i obumiera, jednak możemy o niego zadbać. Stwarzać mu lepsze warunki, świadomie go nie niszczyć. Natomiast nie możemy wydłużyć jego życia. Stąd tak wiele osób w podeszłym wieku jest jeszcze w dobrej kondycji fizycznej, ale ma zaburzenia funkcji poznawczych. To jest oznaką starego człowieka. Czego obawiamy się na starość? Chyba najbardziej tego, że zostanie nam odebrana godność poprzez odebranie nam pamięci poznawania bliskich i życia tak, jak wcześniej.

Skąd się bierze choroba otępienna?

– Od około 20. roku życia codziennie obumierają komórki naszego mózgu. To naturalna droga. Tak zostaliśmy zbudowani przez Boga lub ewolucję. Mózg się nie odtwarza poza nieistotną klinicznie neurogenezą w hipokampie. Jednocześnie jest tak skomplikowaną siecią połączeń pomiędzy neuronami, że nie udawały się próby przeszczepu komórek macierzystych do mózgu.

Jednak komórki macierzyste mają zastosowanie np. w regeneracji uszkodzonych stawów.

– Przy odbudowie chrząstki kolana, mięśnia sercowego, skóry. Chirurgia rekonstrukcyjna jest wykorzystywana w wielu dziedzinach np. przy odbudowaniu pęcherza. Przypomnę, że badania takie prowadzone są w Collegium Medicum. To fascynujące. Daje nam szanse odtwarzania uszkodzonych, zużytych narządów.

A w neurochirurgii to się nie udaje?

– Kilkanaście lat temu poprosiłem jednego z asystentów, żeby pojechał na staż do Freiburga. Wydawało się, że w tamtym ośrodku neurochirurgia rekonstrukcyjne była bliska sukcesu. Czyli będziemy mogli przeszczepiać komórki, np. w obszar jąder podkorowych, które obumierają w procesie degeneracyjnym w chorobie Parkinsona. Gdyby przeszczepione komórki macierzyste zaczęły działać, leczylibyśmy przyczynowo, a nie objawowo. Wcześniej komórki pobierane były ze zwłok pochodzących głównie z aborcji przeprowadzanych we wczesnym okresie życia płodowego. To był problem etyczny. Obecnie na całym świecie ze względów etycznych nie prowadzi się już takich badań.

Przepraszam, to działało?

– No właśnie, działało słabo. Świat pożegnał się z tą metodą ze względów etycznych, ale też bez żalu. Te komórki po przeszczepieniu nie integrowały się w mózgu z układem nerwowym. Potrafiliśmy je zidentyfikować, pobrać, przechować, przeszczepić, wiedzieliśmy, gdzie – wszystko wydawało się idealne, tak jak w każdym innym narządzie, ale po przeszczepieniu one się nie integrowały. Czyli jedną chorobę zastępowaliśmy inną. Po pewnym czasie przeszczepione komórki i tak obumierały, a u pacjenta powoli spadała produkcja dopaminy, a po latach znowu rozwijała się choroba Parkinsona. Ingerencja w układ nerwowy obarczona jest takim ryzykiem niepowodzenia, bo to jest bardzo skomplikowany układ powiązań miliardów komórek. Nie potrafimy tych powiązań odtworzyć.

Jak leczyć chorobę Parkinsona

Pan profesor podejmował się leczenia chorych na Parkinsona.

– Pod koniec lat 90. były to operacje ablacyjne, a od początku obecnego stulecia obserwujemy triumfalny rozwój metod neuromodulacyjnych, czyli zakładania stymulatorów mogących blokować dany obszar mózgu, co przywraca równowagę neuroprzekaźnika w mózgu i poprawia stan pacjenta. Nadal leczymy chorobę Parkinsona objawowo. Nie usuwamy przyczyny. To tak jakbym cofnął pacjenta w chorobie o kilka lat, ale choroba dalej postępuje.

Jednak działania pana profesora przyczyniają się do tego, że pacjent czuje się lepiej.

– Tego nie możemy lekceważyć. Nie stawiam sobie tak ambitnych celów, że muszę usunąć chorobę. To oczywiście byłoby idealne, ale jeśli mogę przynieść pacjentowi ulgę w cierpieniu, to jestem szczęśliwy, że udaje mi się to zrobić.

Zastanawiam się nad techniczną stroną takiej operacji. Skąd wiadomo, w jaki obszar, na jaką głębokość i o jakim natężeniu wprowadzić elektrody do mózgu pacjenta?

– Dużo informacji udaje się pozyskać, korzystając z badań rejestrujących czynności mózgu. Rezonans czynnościowy i pozytronowa tomografia emisyjna mówią o zwiększonej aktywności mózgu: kiedy zwiększa się zużycie glukozy, aminokwasów czy tlenu. Jeżeli w danym obszarze mózgu zwiększa się zużycie, to znaczy, że tam jest większa aktywność. Stąd wiemy coraz więcej, gdzie są obszary zaangażowane w daną aktywność. Najczęściej nie jest to jeden obszar, a sieć różnych połączeń, obszarów, które się hamują lub aktywują. Zwykle każdy obszar ma swojego antagonistę, czyli utrzymywana jest równowaga poprzez aktywność dwóch obszarów mózgu. Choroba powoduje zaburzenie równowagi. Musimy zablokować wydzielanie danego neuroprzekaźnika, żeby przywrócić równowagę z innymi.

Kiedyś opowiadał pan profesor o agresywnym pacjencie, lekoopornym, który w szale demolował m.in. pański gabinet, ale stymulacja elektrodami zupełnie zmieniła jego zachowanie.

– Ten moment zmiany zachowania pacjenta był niesamowitym przeżyciem, z którego radość pozostaje do końca życia. Taki moment potrafi wynagrodzić wiele innych niepowodzeń. Tak rzeczywiście było. Możemy założyć stymulator na odpowiednią głębokość z precyzją do pół milimetra do każdego obszaru mózgu wybierając bezpieczny tor dostępu.

A natężenie prądu?

– Sposób stymulacji, długość fali, częstotliwość? Tego wszystkiego się uczymy. Nie ma gotowego przepisu na pojedynczego człowieka. Mniej więcej wiemy, że tak to powinno działać. W chorobie Parkinsona po tysiącach wykonanych operacji są algorytmy pozwalające na wybór optymalnych warunków stymulacji już na samym początku. Ale kiedy mamy nowe wskazanie, nowy obszar, poszukiwanie… Pamiętam tamtą sytuację, kiedy dwóch mężczyzn chroniło mnie przed agresywnym pacjentem, a kobieta zasłaniała mu usta, żeby mnie nie opluł, a on i tak usiłował nogami zrzucić zawieszony wysoko telewizor. No i nastąpił moment, kiedy dobrałem prąd i wszystko zadziałało tak, jak tego oczekiwałem. Ten agresywny, duży mężczyzna odprężył się, uspokoił, położył głowę na kolanach ojca i stał się zupełnie innym człowiekiem.

Niesamowite!

– Fascynujące przeżycie. Moment szczęścia. Tak, mogliśmy na niego wpłynąć! To dobry sposób pomocy ludziom pozbawionym do tej pory jakiejkolwiek szansy na przeżywanie życia nie w przymusie bezpośrednim. Byli wiązani przez rodzinę w domach lub w zakładach zamkniętych.

Ten pacjent nie reagował wcześniej na żadne leki?

– Pacjentom leczonym z powodu agresji nic nie pomagało. Wielokrotnie byli hospitalizowani, ustawiani lekowo, to zawodziło. Takich pacjentów leczyliśmy.

Nie zawsze wszystko kończyło się sukcesem. Porażki również się zdarzały?

– Oczywiście.

Był też apel „powstrzymać Harata!”

– To był list podpisany przez emerytowanego neurochirurga, znanego w środowisku. Wystąpił z tym apelem do zarządu Polskiego Towarzystwa Neurochirurgów. Dla mnie był to wstrząs. To były moje początki zabiegów neurochirurgicznych. Budziły duże nadzieje, ale również pewne obawy. Stąd protesty środowiska, że powtórzy się historia znana z początków neurochirurgii, że ta metoda będzie wykorzystywana nie do leczenia pacjentów, tylko do kształtowania charakterów, osobowości akceptowanych przez społeczeństwo.

Jest takie ryzyko?

– Zawsze istnieje. Kilka lat temu w jednym z brytyjskich czasopism ukazał się wywiad z amerykańską neurochirurg, która stwierdziła, że neuromodulacja, czyli wkładanie elektrod do mózgu będzie takim modelowaniem zachowań jak botoks modelujący skórę.

Strach się bać.

– Spotkało się to ze sprzeciwem środowiska neurochirurgicznego, ponieważ tę lekcję już przerobiliśmy. Nikt nie chce powtórki. Mamy w historii drugą szansę, żeby działaniem operacyjnym wpłynąć na strefę psychiczną człowieka i musimy zachować wszystkie zasady postępowania etycznego. Jeżeli nie będziemy tego przestrzegać, to trzecia szansa może nam już nie być dana. A od tej pierwszej porażki zmieniło się bardzo wiele. Znacznie więcej wiemy o mózgu, możemy precyzyjniej i w sposób odwracalny działać. Zakładanie stymulatorów niczego nie niszczy. Mogę je wyłączyć, usunąć i pacjent wraca do wcześniejszego stanu. Oczywiście wyłączając ryzyko związane z powikłaniami np. z krwawieniem do mózgu. Ryzyko krwawienia przy implantacji stymulatora jest bardzo niewielkie. To ryzyko porównywalne do wsiadania w grudniu w samochód i trasy z Bydgoszczy do Torunia. Jedziemy po niebezpiecznej drodze, na której giną ludzie, ale jeżeli trzeba – odwiedzamy naszych sąsiadów. W drabinie terapeutycznej leczenie operacyjne nie jest na pierwszym miejscu, a na końcu. Jeżeli nie możemy pomóc zmianą trybu życia, dietą, psychoterapią, farmakoterapią, to wtedy otwiera się pole do działania operacyjnego.

Leczenie glejaka – to nie takie proste

– Wspomniał pan profesor o łatwym dostępie elektrod do mózgu. Dlaczego w takim razie tak trudno postępować z glejakami w mózgu?

– W walce z glejakiem mamy inne wyzwania. Glejak rozrasta się w sposób naciekający, czyli nie mamy granic między guzem a zdrowym mózgiem. W badaniach neuroobrazowych pokazujemy, że metabolizm odpowiadający komórkom nowotworu pojawia się w odległych miejscach. Daleko poza tym, co wyznaczamy dotychczas jako cel naszego leczenia operacyjnego czy radioterapii. Dlatego jedna trzecia guza pozostaje poza naszą świadomością. Nie możemy usunąć wszystkiego, ponieważ guz rozrasta się pomiędzy działającymi prawidłowo komórkami mózgu. I nie możemy, jak w przypadku innych nowotworów np. jelita wyciąć go z zapasem. Czy jak w nowotworach nerki usunąć cały narząd, bo mamy drugi. Zniszczenie mózgu powoduje, że człowiek wolałby umrzeć niż żyć w stanie pozbawiającym go atrybutów człowieczeństwa takich jak np. rozumienie mowy. Poruszamy się w bardzo delikatnej tkance, gdzie nie ma marginesu, który moglibyśmy bezpiecznie usunąć. W neurochirurgii nie mamy takiego komfortu. Usuwanie guza porównałbym do obierania cebuli od środka: warstwa po warstwie zbliżamy się do miejsca, gdzie pojawiają się ważne funkcje, które możemy wyznaczyć śródoperacyjnie poprzez monitorowanie lub wybudzenie pacjenta i rozmowę z nim.

Drugim problemem, z jakim się mierzymy, jest bariera krew – mózg. Nie wszystkie substancje, które są we krwi, przedostają się do mózgu. Stąd niewiele leków skutecznych w chemioterapii innych guzów przedostaje się do mózgu i walczy tam z nowotworami.

Jednak ciągle prowadzone są badania. Nie mamy skutecznego leczenia immunologicznego glejaków. Zawodzą wszystkie sposoby, które mają spowodować, że będziemy mogli podawać leki do krwi i pomagać w dostaniu się do mózgu. Pamiętam spotkanie w Toronto w 1995 roku, podczas sesji poświęconej przełamywaniu bariery krew – mózg. Bardzo kompetentna, energiczna pani profesor w taki sposób prowadziła sesję, że po jej zakończeniu byłem przekonany, iż ten problem mamy już z głowy, bo został rozwiązany. Minęło lat 30 i nadal jesteśmy w tym samym miejscu. Ciągle szukamy sposobu, żeby przełamać barierę mózg – krew dla leków. Ona powoduje, że nowotwory mózgu są znacznie trudniejsze do leczenia niż wszystkie inne.

Ma pan profesor swój sposób na odreagowanie trudnej operacji?

– Operacje obarczone są olbrzymią dawką stresu. Albo poradzimy sobie ze stresem i będziemy dobrym chirurgiem, albo nie. Niepowodzenia wywierają presję na psychice każdego lekarza. Nie można ich odsuwać. Trzeba je wykorzystać jako źródła, które zainspirują nas do bycia lepszym, do rozwoju, żeby nie powtórzyły się więcej. Na sali trzeba być w pełni skoncentrowanym. Pracujemy od lat z ludźmi, z którymi w pełni się rozumiemy – z asystentami, anestezjologami, instrumentariuszkami. Czasem rozumiemy się bez słów. To jest droga do sukcesu.

Czasami bywa pan profesor cholerykiem?

– Staram się nad tym panować. Nie powiem, że nigdy nie zostałem wyprowadzony z równowagi, ale później nie byłem z siebie dumny. Wstydziłem się takiego zachowania. O reakcjach chirurga na stres, na różne zachowania więcej wie personel niż rodzina. W czasie wielogodzinnych operacji, podczas których zmieniają się wszyscy oprócz operatora, zdarzają się momenty kluczowe, kiedy zdajemy sobie sprawę, że od tego jak wykonamy jeden ruch może zależeć czy ten człowiek przeżyje, czy uda się uchronić go przed powikłaniami. W pamięci zostają najbardziej dramatyczne, kluczowe momenty, kiedy wykonanie precyzyjnego ruchu np. założenia klipsa na krwawiący tętniak musi być zrobione właściwie i to najlepiej za pierwszym razem.

Co szkodzi naszym mózgom?

– Alkohol. Każdy stan upojenia alkoholowego jest stanem uszkodzenia mózgu. Czujemy się euforycznie, ponieważ substancja toksyczna uszkodziła mózg. Na pewno czynnikiem szkodliwym będzie niedokrwienie mózgu, a nikotyna powoduje obkurczenie naczyń. Jest więc dla mózgu toksyczna. Także dopalacze i narkotyki. Każde wpłynięcie na naszą świadomość, czy to euforyzujące jak po amfetaminie, czy też działające halucynogennie jest uszkodzeniem mózgu. Trzeba mieć świadomość, że biorąc pewne substancje powodujące w danej chwili stan szczęśliwości, niszczymy nasze komórki serotoninowe. Ktoś, kto zażywa tabletkę extazy, niech ma świadomość, że za kilka- kilkanaście lat zapłaci za to ciężką do leczenia depresją, która spowoduje olbrzymi smutek, brak poczucia szczęścia i radości. Także duże cierpienie, a czasem może skończyć się śmiertelnie. Oczywiście depresja nie jest spowodowana wyłącznie uszkodzeniem mózgu. To trudna do leczenia choroba, jedna z najczęściej dotykających obecnie ludzkość.

A co będzie służyć naszym mózgom?

– Trening mózgu. Musimy używać mózgu. On lubi być wykorzystywany. Zostawienie go bez treningu jest dla niego złe. Pamięć to sieć połączeń w mózgu. Musimy starać się być aktywni przez całe życie. Rozmowa, którą właśnie prowadzimy, wspólna kawa, wyjście do teatru, do opery. Kontakt z ludźmi, to stymulacja naszych mózgów.

Czy udział w zajęciach uniwersytetów trzeciego wieku.

– A także nauka języków obcych. Nawet nie po to, żebyśmy coś czytali w obcym języku, ale kiedy wyjadę do obcego kraju i będę mógł swobodnie zapytać się o drogę lub zamówić coś w restauracji, to jest dla mózgu wyzwanie. Oczywiście im jesteśmy starsi, tym trudniejsza jest nauka języka, ale nie powinniśmy z tego rezygnować. Nauka wierszy na pamięć również jest najprostszym treningiem mózgu. Abyśmy rozpoznawali swoich przyjaciół trzeba się z nimi widywać i rozmawiać.

Odpowiednia dieta?

– Jedzenie sprzyjające miażdżycy będzie też sprzyjało gorszemu ukrwieniu mózgu, nie tylko serca. 20 procent krwi wyrzucanej przez serce idzie do mózgu. Naczynia mózgowe muszą być sprawne, żeby ten narząd, wymagający bardzo dużo tlenu, glukozy mógł normalnie funkcjonować. Walka z nadciśnieniem. To wszystko jest prewencją, ale bardzo ważny jest trening mózgu.

Jest pan jednym z autorów utworzenia Centrum Mózgu w Młynach Rothera.

– To wyzwanie, które jeszcze przede mną stoi! Oczywiście nie wszystko ode mnie zależy. Mogę dać projekt, pewne pomysły, ale minęło już kilka lat od momentu, kiedy rozmawialiśmy o tym po raz pierwszy. Wtedy żył jeszcze profesor Jerzy Vetulani, świetny neuropsycholog i popularyzator wiedzy o mózgu, który odwiedził Młyny Rothera i spotkał się z prezydentem i grupą współpracującą wokół tego projektu. Czy jesteśmy bliżej? Nie jestem pewien. Natomiast jeżeli tylko będę mógł w jakikolwiek sposób pomóc, to ciągle jeszcze jestem do dyspozycji.

Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!

Udostępnij: Facebook Twitter