Kibice i prezentacja zespołu przed pierwszym meczem
Faworyt z Bydgoszczy zwyciężył we własnej hali, ale męczył się okrutnie. Jest jedna dobra wiadomość – koszykarze Enei Abramczyk Astorii potrafią zwyciężać, nawet jeśli grają źle.
Bydgoska drużyna była zdecydowanym faworytem w starciu z beniaminkiem I ligi z Międzychodu, choć rywal ma w składzie Nicolasa Lyncha, środkowego z USA. Sokół wprawdzie zaczął od prowadzenia 5:0, ale zawodnicy trenera Krzysztofa Szubargi szybko odrobili straty i wygrywali w pierwszej kwarcie. Ich przewaga była jednak minimalna. Rywale trafiali na początku spotkania z dystansu. W drugiej kwarcie postawili obronę strefową. Żeby ją rozbić, trzeba rzucać celnie za trzy, ale ta sztuka zdecydowanie nie wychodziła bydgoszczanom (zaledwie 5 na 31 za trzy w meczu). Minuty mijały, a Sokół dzielnie się trzymał w starciu z Astorią. Zrobiło się nerwowo, gdy w 34 min rywale prowadzili 70:65. W końcowych fragmentach decydujące były akcje Mateusz Kaszowskiego, który był faulowany przy wejściach na kosz i wykorzystał pięć z sześciu rzutów wolnych – doprowadził od stanu 70:71 do 75:71.
Enea Abramczyk Astoria – Sokół Międzychód 77:71
Kwarty: 22:19, 22:20, 17:20, 18:12
Enea Abramczyk Astoria: Małgorzaciak 19 (2), Kiwilsza 17, Jeszke 13 (1), Kaszowski 15 (1), Zegzuła 5 oraz Śmigielski 4, Winkowski 2, Burczyk 0, Stupnicki 3 (1), Ulczyński 0
Najwięcej dla Sokoła: 14 (2), Wróbel 13, Szymczak 12 (2)