Od lewej: Damian Amon Rączka, Hanna Rzadkosz, Rafael Prętki Fot. Roman Laudański/UMB
Wszystko zaczęło się od buntu społecznego, który zorganizował Rafael Prętki. W 2014 roku kilkuset mieszkańców Fordonu zablokowało ulicę Bydgoską. Zbliżały się wybory. Peryferyjne osiedle zostało dostrzeżone – i to jak.
Mroźne, sobotnie przedpołudnie. Na fordońskim Rynku stoi choinka, trwa montaż sceny, rozkładają stragany handlowcy. Za kilka godzin rozpocznie się „Wigilia pod gołym niebem” dla mieszkańców. Z pęku bajkowych balonów napełnionych helem odrywa się jeden, który, miotany wiatrem wzlatuje coraz wyżej. To właściwa perspektywa, by zobaczyć ogromne miejskie inwestycje za kilkadziesiąt milionów złotych i zmiany, które zaszły w Starym Fordonie w ostatnich latach. I być dumnym z nowego Rynku z fontanną, wyremontowanej ulicy Bydgoskiej, nowego nabrzeża z terenami rekreacyjnymi. A także z zabytkowej synagogi, w której latem coraz częściej coś się działo.
Podczas sobotniego spotkania padło też hasło zbudowania mariny nad Wisłą. Na wszystkich mapach wodnych port jest zaznaczony. Pomysł mariny wywołał lawinę komentarzy w sieci. Najwięcej entuzjastycznych, ale niektórzy internauci z przekąsem pytali, czy nie pora na inwestycje na innych osiedlach, nie tylko tu.
Na czym polega fenomen nowego oblicza Starego Fordonu? O to zapytałem społeczników ze Stowarzyszenia Miłośników Starego Fordonu.
Opowieść Hanny Rzadkosz -Florkowskiej
Hanna Rzadkosz – Florkowska, fordonianka w trzecim pokoleniu. Dziadek, inwalida wojenny z I wojny światowej, przeprowadził się do Fordonu pod koniec lat 20. XX wieku z Podhala. Drugi dziadek przyjechał z Kujaw. Tata Hanny przez całe życie był działaczem społecznym. Budował Klub Sportowy „Wisła”, później był prezesem społecznym klubu, działał w radzie osiedla. Powtarzał, że dla Fordonu musi być jak najlepiej. Tymczasem Fordon podupadał, a od 1973, kiedy miasteczko przyłączono do Bydgoszczy było coraz gorzej. A po 1989 roku w ogóle nie zrobiło się lepiej.
– Koszula zawsze była bliższa ciału, czyli od centrum, które miało promieniować – komentuje Hanna Rzadkosz-Florkowska. – Zawsze widziałam tatę w działaniu na rzecz Fordonu – opowiada – Kiedy dzieci były małe, nie miałam czasu na działanie. Tata był coraz słabszy, brakowało mu sił do działania. Przyszłam na pierwsze spotkania i wpadłam jak śliwka w kompot – śmieje się.
– Czy lata działalności w stowarzyszeniu mnie zmieniły? Kiedy zaczynasz dostrzegać efekty działania, nie frustrujesz się, że to walka z wiatrakami. Okazało się, że nasza metoda kropli drążącej skałę przynosi efekty! Dostaliśmy jeszcze więcej energii do dalszego działania. Siłą stowarzyszenia jest synergia. Różnimy się temperamentami, biografią, doświadczeniami, ale działamy razem. Dużo uczę się od innych, wspieramy się, rozwijamy nasze pomysły. W efekcie Fordon bardzo się zmienia. Jako fordonianka czuję z tego dumę. Popatrz na Rynek, na nabrzeże, jak wszystko się zmieniło. Dzięki temu w ludziach jest lepsza energia, radość. To już nie jest myślenie o najgorszym osiedlu w mieście. Okazało się, że Fordon jest fajnym miejscem, a jego mieszkańcy mogą czuć dumę z tego, że są fordoniakami. Coraz lepiej znają jego historią, poznają korzenie.
Opowieść Damiana Amona Rączki, fordoniaka z Bydgoszczy
Od lat oprowadza wycieczki i znajomych po Bydgoszczy. Zaraz po naszym spotkaniu oprowadził grupę z Wyszogrodu do Starego Fordonu. Mówi o sobie: – Jestem z Bydgoszczy, z Wilczaka. Do Fordonu przeprowadziłem się 25 – 26 lat temu. Tu zamieszkaliśmy na Pałczu (ostatnia osada przy drodze na Mariampol włączona do Fordonu w latach 60.). Wtedy kompletnie nie znałem historii tego miejsca i ludzi, którzy kiedyś tu mieszkali – opowiada Damian Amon Rączka. – Przeczytałem książkę „Dzieje Fordonu i okolic”, to publikacja z 1991 roku. Przeczytałem i pomyślałem, że słabo z tym Fordonem: małe miasto, pełne problemów, wchłonięte przez Bydgoszcz. Z czasem poznawałem fordoniaków dumnych ze swojego miejsca. Część z nich miała duże pretensje do Bydgoszczy, że po przyłączeniu Fordon został zdegradowany, choć kiedyś był miastem starszym od Bydgoszczy. Wiele opowieści, mitów było dla mnie, bydgoszczanina nowych. Kiedy pytałem, a gdzie były Nicponie (osada), to słyszałem: Pomieszkaj trochę, dowiesz się. Spacerując po Fordonie, widziałem synagogę (byłe kino „Robotnik”, później „Wisła”), kościoły. Poznawałem historię nacji, które tu kiedyś mieszkały. Spacerowałem po parku, który był cmentarzem. Poznawałem kościół, który kiedyś był kościołem ewangelickim. Patrzyłem na synagogę, która została po Żydach. Nawet nie wiedziałem, gdzie był cmentarz żydowski. Nie wiedziałem, że określenie „parchol”, czyli plac zabaw, to jest właśnie cmentarz żydowski. Tego wszystkiego dowiedziałem się przez lata mieszkania w Fordonie.
Hanna: – Jako dziewczynka chodziłam na „parchol” na huśtawki.
Damian Amon Rączka: – Nazwy są negatywne, ale musimy o nich pamiętać przez to, że przed laty nasi przodkowie, niestety Polacy, podjęli decyzję o likwidacji cmentarza i wrzuceniu macew do Wisły.
– Podoba mi się to miasteczko z uroczym ryneczkiem – uśmiecha się Damian Amon Rączka.
W 2000 roku jedna ze szkół poprosiła Damiana Rączkę, żeby oprowadził wycieczkę po Wyszogrodzie i Fordonie. – W Wyszogrodzie byliśmy godzinę, po Fordonie chodziliśmy dwie godziny. Widziałem potencjał tego miejsca. Brakowało mi przedwojennych ksiąg adresowych, wiadomości o tych, którzy żyli tu wcześniej. Nie miałem informacji o jakimś mezaliansie ułana z piękną panną czy morderstwie, a to zawsze wzbogaca opowieści.
Dyrektorem Technikum Ceramicznego był Henryk Wilk, historyk Fordonu, który oprowadzał wycieczki i był stąd. – Po latach, kiedy był już starszy, „namaścił” mnie, bym przejął pasję oprowadzania po nim. Dla mnie było to duże wyróżnienie. Jestem regionalistą, zawsze Bydgoszcz noszę w sercu, podobała mi się od najmłodszych lat. Zawsze ją zwiedzałem. I to samo, po latach, jest z Fordonem. Dzisiaj, po ośmiu latach w stowarzyszeniu, po 11 latach działalności mogę o sobie powiedzieć, że jestem fordoniakiem z Bydgoszczy.
Damian Rączka przyznaje, że działalność społeczna wpłynęła na jego rozpoznawalność. – Prawda jest taka, że jesteśmy z Hanią, Rafaelem, Magdą, Kingą, przepraszam że wszystkich ze stowarzyszenia nie wymienię, rozpoznawalni, że nasza służba, pasja trwa całą dobę. Piszę teksty na stronę Starofordońskiego Spichlerza Historii. To również są kontakty z fordoniakami z zagranicy, np. z Niemiec. Szukają swoich rodzin. Dzięki synagodze są to również opowieści o mieszkających tu kiedyś Żydach.
Damian Rączka: – Wspomnę tatę Hani, Czesława Rzadkosza. Był to przedwojenny fordoniak z krwi i kości. Pamiętam jego miłość do tego miejsca. Czasami mówił o bezradności. O tym, że Fordon, po tym, jak stał się częścią Bydgoszczy, nie dało się tu już zrobić wielu rzeczy, np. ochronić ratusza przed wyburzeniem. Mamy jeszcze dużo do opowiedzenia o Fordonie. Chociażby o ludności żydowskiej, która tu kiedyś mieszkała. O niemieckich mieszkańcach. O rodzinach, małżeństwach, interesach. Mam księgi adresowe, do których dotarłem po latach. Przy zabytkowej kuczce, którą udało się uratować, wisi tablica z informacją o historii gminy żydowskiej. Szklane tablice, które są na kościołach, to również nasza inicjatywa. W Bydgoszczy były, a w Fordonie – nie. Czasem słyszę bydgoszczan, którzy mówią nam: jesteście niewdzięczni. Pytają: chcecie się odłączyć?! Tylko Bydgoszcz bardzo ciężko przyjmuje do wiadomości, że Fordon również jest Bydgoszczą. Wiele działań nie dzieje się w Fordonie, bo w mentalności bydgoszczan Stary Fordon nie jest Bydgoszczą.
Czy aby działacze nie przesadzają?
– Nie – mówi stanowczo Damian Rączka. – W Bydgoszczy na historycznych kamienicach były tablice informacyjne. W Starym Fordonie – żadnej. Kiedy zadzwoniłem do miejskiego konserwatora zabytków, to usłyszałem: „No, faktycznie, nie ma”.
Damian Rączka: – Fordon był miastem przez 549 lat. Udając, że to nie było miasto, dopuścimy się oszustwa, które do niczego nie prowadzi. Dziś nie jesteśmy miastem i nie będziemy. Nie staniemy się dwumiastem, bo taką decyzję kiedyś podjęto. Zgada. Jesteśmy bydgoskim Fordonem, ale bydgoskim. Jeżeli w Bydgoszczy coś się dzieje, np. „emcek” robi imprezę, to czy ktoś pomyśli o Starym Fordonie? Czy my nie jesteśmy starym miastem Nowego Fordonu?
Hanna Rzadkosz: – Dajemy ludziom historię, żeby się tu zakorzenili, zrozumieli, skąd są. Nie z anonimowego blokowiska. Z Fordonu.
Damian Rączka: – W latach 60. na jednym z planów zagospodarowania widniała nazwa „stare miasto”, wokół którego promieniście odchodziły osiedla Nowego Fordonu. Przez lata wizje się zmieniły. Ludzie stąd oczekiwali, że jeżeli staną się Bydgoszczą, to będą mieli gaz, wodę, kanalizację, a w 1973 roku wszystko zostało wstrzymane, bo tędy miały przebiegać estakady i mosty.
Hanna Rzadkosz: – Koło mojego domu miał się znajdować gigantyczny dworzec autobusowy i kolejowy. Dlatego niczego nie wolno było budować, ciągnąć wody, itd.
Damian Rączka: – Można powiedzieć, że na innych osiedlach też działo się podobnie, np. na Bartodziejach nie wolno ludziom było niczego budować, bo powstawało osiedle. Rozumiemy to. To jest również nasza opowieść. Potrzebna jest zmiana myślenia o Starym Fordonie, jako o tej perełce. O Bydgoszczy – miastu dwóch serc, dwóch rynków miejskich. A Wisła? Ta rzeka łączyła historie naszych miast. Według praw miejskich Fordonu nadanych w 1424 roku fordoniacy mieli prawo holowania tratew na tych samych prawach, co Toruń.
Hanna Radkosz: – Zakończyła się rewitalizacja bulwarów. Mamy koncepcję przystani wiślanej w Starym Fordonie. Bydgoszcz jest czwartym co do wielkości miastem nad Wisłą, po Warszawie, Krakowie i Gdańsku, które nie ma przystani wiślanej. Ma ją Toruń, Grudziądz, Włocławek. Chodzi o marinę z prawdziwego zdarzenia, w której można przenocować, wykąpać się czy rozbić namiot. Z kawiarnią i restauracją. Na razie mamy nabrzeże, ale nie mamy przystani. Jeśli ktoś płynie Wisłą i chce zacumować w Fordonie, to gdzie ma to zrobić?
Damian Rączka: – Czterdzieści łodzi przypłynęło do nas w ramach Festiwali Wisły. Pytali: gdzie są toalety, prysznice? Gdzie mogą łódki zostawić? Hania została szyprem naszego stowarzyszenia. Udostępniła członkom Wielkiego Flisu Królewskiego własny dom. Dopiero od niedawna zatrzymują się u nas. Między Solcem Kujawskim a Świeciem była czarna dziura. To będzie miejsce dla kajakarzy, biegaczy, żeglarzy, podróżników. Port w Fordonie istnieje na każdej mapie. Gdzie? Między mostem a nowym nabrzeżem. Tam jest kolanko portu. Na starych widokówkach stoją tam łodzie berlinki.
Opowieść Rafaela Prętkiego
Fordoniak od urodzenia. Wspomina seanse w kinie „Robotnik” przemianowanym później na kino „Wisła”. – Jako dzieci biegaliśmy tu na poranki, później po kilka razy na filmy m.in. „Wejścia smoka”, czy „Uwierz w ducha”. Tu oglądałem „Samych swoich” i kolejne filmu z Louisem de Funesem. Po 30 razy człowiek chodził do kina. Starsi fordoniacy mówili zawsze na kino „bóżnica”, a ja nie kojarzyłem jej z synagogą – wspomina. Przypomina, że jego społeczna przygoda zaczęła się w 2002 roku. Mieszka przy ulicy Bydgoskiej, którą ze żwirowni nad Wisłą przejeżdżał ciężki sprzęt, a drgania dewastowały domy. – Po naszych protestach żwirownia miała przenieść się bliżej mostu. Zrobiła to dopiero po jakimś czasie. Drgania domów powodowały także autobusy. Musiałem sklamrować dom, wzmocnić fundamenty. Specjaliści poradzili budowę antydrganiowej bariery w chodniku. Kupiłem materiał, zrobiłem projekt, zapłaciłem i okazało się, że w chodniku przebiega kabel wysokiego napięcia.
To zamówił kolejny projekt, przesunął kabel na własny koszt.
– W 2014 byłem szczęśliwy, że wreszcie powstanie bariera, mam już podpisaną umowę z wykonawcą, kiedy Zarząd Dróg Miejskich powiadomił mnie, że to ich teren, zajmuję pas ruchu drogowego i będę musiał za to co roku płacić podatek. Ręce mi opadły.
Zwołał fordoniaków. Każdy opowiedział o swoich bolączkach. Zrobili pierwszą blokadę Starego Fordonu.
– Tak się złożyło, że to był czas przed wyborami. Nastąpił mocny odzew władz. Padło hasło o rewitalizacji.
Po blokadzie zrobili zebranie. Postanowili zrobić dużą imprezę. Wybrali rekonstrukcje historyczne. „Święto Starego Fordonu” się udało. – Żartuję, że to był mój kryzys wieku średniego, który trwa do teraz. Zawsze chciałem coś robić, ale obowiązki rodzinne i służbowe pochłaniały więcej czasu. Do dziś ma kasety z nagraniami ze żwirowni, z synagogi, nieistniejącego już dziś ratusza. – Byłem młody, gniewny. Chodziłem i krzyczałem na wszystkich, żeby coś robić – opowiada. – Dziś mam wspaniałych przyjaciół ze stowarzyszenia. Szanujemy się, wspieramy, działamy razem bezinteresownie. Zaangażowanie daje mi radość z działania, energię. Ludzie za nami stanęli. Działamy dla Fordonu, dla mieszkańców. To każdy widzi.
Wigilia 2023 na Rynku w Starym Fordonie / For. R.Sawicki/UMB
Następnym priorytetem – wymienia Rafael Prętki – Jest przystań wiślana. A także synagoga jako dom kultury. Przed laty Fundacja dla UKW przejęła synagogę od Fundacji Yakizy. – Od czterech lat jesteśmy społecznym gospodarzem tego miejsca. Płacimy za prąd, robimy imprezy. Spłaciliśmy długi poprzednika, powołaliśmy nowy zarząd. Chcemy zmienić statut, na działalność kulturalną, zmieniamy nazwę. Będzie to Fundacja Synagoga w Fordonie Dom Kultury. Trwa inwentaryzacja budynku. Przygotowywana jest wizualizacja. Stary Fordon potrzebuje takiego miejsca. Pozyskamy pieniądze. Otrzymaliśmy dofinansowanie na wykonanie muralu na murze więzienia. Mamy doświadczenie w pozyskiwaniu pieniędzy. Wiemy, jak to zrobić. Jak się za coś bierzemy, to działamy od początku do końca, a każdy to widzi. W synagodze powstanie typowy dom kultury. Miejsce na koncerty, wystawy z kawiarnią. Są młodzi ludzi, którzy też to czują i przejmą po nas robotę. Będziemy ich wspierać, bo to jest dla nas ważne. Zaczną działać na rzecz Starego Fordonu.
– Potrzebujemy na to kilku lat, ale przypomnę, że u nas nie ma pomału. U nas jest prędko – mówi Rafael Prętki. – Jeśli ktoś chce działać, nie ma w tym prywatnego interesu, to można góry przenosić.
Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!