Beata Rewolińska, w tle dziewczyny z Zespołu Tańca Współczesnego BRAX Fot. B. Witkowski/UMB
– Panowie się zdarzają. My pracujemy w technice tańca współczesnego, także tańca klasycznego. Panowie się jakoś do tego tłumnie nie garną, ale w innych technikach tanecznych realizują się znacznie aktywniej – mówi Beata Rewolińska, kierownik artystyczna, choreografka i prowadząca Zespół Tańca Współczesnego BRAX w Pałacu Młodzieży w Bydgoszczy
Roman Laudański: Bydgoszcz jest roztańczonym miastem?
Beata Rewolińska: – I to bardzo. Działa u nas bardzo dużo szkół tańca, zespołów tanecznych. W samym Pałacu Młodzieży jest kilka dobrych zespołów. Grupy amatorskie występują na ogólnopolskich i międzynarodowych konkursach i wszędzie Bydgoszcz wypada dobrze. Jestem dumna z tego, że jestem bydgoszczanką. Moja grupa, Zespół Tańca Współczesnego BRAX po raz trzeci ma przyznaną Bydgoską Kulturalną Markę Oświatową. Jesteśmy oficjalnymi ambasadorkami tańca. Dużo podróżujemy, startujemy w konkursach ogólnopolskich i międzynarodowych. Dodam, że tam, gdzie pojawia się Bydgoszcz, jest poziom. Jesteśmy bardzo mocnym ośrodkiem tanecznym.
– Oglądałem przez kwadrans próbę dziewczyn z zespoły BRAX i nareszcie wiem, dlaczego wracacie z międzynarodowych konkursów z pucharami i medalami. Przecież to jest ciężka praca na scenie!
– Ciężka i systematyczna. Wykonuję ją od ponad 30 lat. Zawsze uważałam, że muszę stawiać sobie bardzo wysoko poprzeczkę i konsekwentnie działać. Trzeba być też uczciwym wobec swoich tancerzy. Mam bardzo dobre relacje z tancerkami. Jesteśmy szczere, konkretne i pracowite. Jak coś robimy, to na 110 procent, a kiedy wypoczywamy, to również na tyle samo.
– Rozmawiamy w sali baletowej, widzę tu bardzo dużo pucharów. Musiały kosztować was mnóstwo pracy.
– Stoją tu tylko puchary obecnych grup. Puchary zdobyte przez wcześniejsze grupy trafiły w równie zacne miejsce. A co do pracy, to jest to efekt systematycznych, wieloletnich treningów. Chciałoby się tańczyć jeszcze więcej….
-… jeszcze więcej? Komu?
– Tancerkom, także mi. Przez 33 lata codziennie z wielką radością przychodzę do pracy. Ciągle mi się chce. Nie przypuszczałam, że dziecięca i młodzieńcza pasja zamieni się w moim przypadku w zawód. Największym skarbem jest to, że moja pasja stała się moim zawodem.
– Kiedy miała pani trzy latka dziadkowie przyprowadzili panią do bydgoskiego Pałacu Młodzieży, tak rozpoczyna się ta historia?
– W 1974 roku otwarto w Bydgoszczy Pałac Młodzieży i jako mała dziewczynka trafiłam tu na zajęcia rytmiki. Może dziadkowie zauważyli we mnie malutki talent? Od tego czasu jestem w Pałacu, który stał się dla mnie drugim domem. Jestem fanką ruchu i zachęcam do najróżniejszej aktywności fizycznej. Na swoim przykładzie wiem, że dzieciom trzeba pokazywać różne aktywności. Moi dziadkowie zachęcili mnie również do uprawiania sportu, uczyłam się w szkole sportowej w klasie łyżwiarskiej. Rolą rodziców, dziadków, opiekunów jest pokazywanie dziecku różnych dróg, różnych zainteresowań. A może coś sobie wybierze?
– Co działo się z panią po zajęciach rytmicznych?
– Kiedy miałam 9 lat w Pałacu odbywał się nabór do grupy baletowej prowadzonej przez Krystynę Grzeszczak, świetną instruktorkę, pedagoga tańca i baletu. Zostałam przyjęta. W 20-osobowym zespole baletowym tańczyłam ponad 10 lat.
– Skład był mieszany?
– Wtedy były same dziewczyny. Obecnie panowie się zdarzają. My pracujemy w technice tańca współczesnego, także tańca klasycznego. Panowie się jakoś do tego tłumnie nie garną, ale w innych technikach tanecznych realizują się znacznie aktywniej. W hip – hopie, w tańcu towarzyskim, ludowym jest więcej panów. A w tańcu współczesnym zdarzają się rodzynki. Miałam w grupie Patryka Jarczoka, który wybrał ten zawód i tańczy w Polskim Teatrze Tańca.
– A co wydarzyło się po zakończeniu pracy w grupie baletowej?
– Tak naprawdę nie miałam jeszcze matury, kiedy dyrektor Pałacu Młodzieży zaproponowała mi pracę. Przez pół roku byłam asystentką, a po napisaniu matury otrzymałam etat w Pałacu Młodzieży i swoją grupę.
– Jak rozumiem w dowód uznania i zaangażowania w taniec?
– Krystyna Grzeszczak, moja instruktorka widocznie zauważyła we mnie potencjał, bo poleciła mnie do tej pracy. Mamy kontakt do dziś. Największym komplementem, jaki usłyszałam przez ponad 30 lat pracy były jej słowa, że powierzyła swoją grupę w dobre ręce.
– Kilkaset, a może i tysiąc tancerek przewinęło się przez pani grupy.
– Staram się mieć bardzo dobre relacje z moimi tancerzami, z byłymi utrzymuję kontakt, oczywiście nie ze wszystkimi. Część wybrała kariery taneczne, reszta niekoniecznie, ale pamięć o mnie, o Pałacu Młodzieży i tańcu jest cały czas w ich sercach. Zdarza się, że po latach przyprowadzają swoje córki, z którymi już pracuję. Kolejne pokolenie jest pod moimi skrzydłami.
Polak na parkiecie
– Polacy potrafią tańczyć?
– Jesteśmy bardzo muzycznym narodem, a tańczyć można w każdym wieku. Wystarczy dobrać grupę, styl i technikę. Polacy tańczą dobrze, czasami trochę się wstydzą, czasami brakuje im bodźca, żeby rozpocząć przygodę z tańcem.
– A mamy okazję do tańca? Szybkie kursy przed studniówką, przed weselem, bo pierwszy taniec młodej pary zrobił się obowiązkowy…
– Jest coraz lepiej. Prócz pierwszego tańca pary młodej stały się również modne pokazy dla nowożeńców. Uważam, że okazji do tańca mamy dużo. Przecież są imprezy, na których można potańczyć…
– Może i tak, bo później zostają już tylko sanatoryjne fajfy.
– To również bardzo fajna sprawa. Podziwiam starsze osoby, one już nie wstydzą się tańca. Młodzież czasami kalkuluje, czy wypada im tańczyć, czy to się spodoba, a dojrzali ludzie po prostu tańczą, oddają swoje serce i wchodzą w taniec wychodzący z ich wnętrza. Dzięki wykonywanej pracy widuję wiele tańczących osób w każdym wieku. A co do okazji, jest ich naprawdę sporo. W końcu rozmawiamy przed sylwestrem.
– Telewizyjne programy przyczyniły się do spopularyzowania tańca?
– Zrobiły dużo dobrego. Więcej osób wybierało się na kursy tańca, bardzo rozwinął się w Polsce hip – hop czy taniec modern. Uważam, że polskie zespoły hip – hopowe reprezentują bardzo wysoki poziom. Amatorskie zespoły prezentują poziom profesjonalistów. W Pałacu Młodzieży miałam zawsze komplety w grupach i nie obserwowałam wzmożonego ruchu przy naborze, ale w innych zespołach, szkołach tańca telewizyjne programy były bodźcem do zapisania się. Programy telewizyjne pokazały też mnogość technik tanecznych. Większość rozróżniała taniec ludowy czy towarzyski.
-…a mamy w mieście bardzo dobre zespoły ludowe!
– Owszem, przez kilka lat miałam przyjemność pracować z Zespołem Pieśni i Tańca „Płomienie”. W Bydgoszczy jest świetny Zespół Pieśni i Tańca „Ziemia Bydgoska”.
– Pewnie milongi amatorów tanga nie gromadzą tłumów?
– Mam w grupie dziewczynę tańczącą tango. Każdy taniec rozwija. Moim tancerzom nigdy nie blokuję warsztatów z innych technik, ponieważ każda technika, praca z innym instruktorem rozwija.
– Co to jest taniec? Do czego jest nam potrzebny, jeśli jest? Może to jakaś fanaberia?
– Jest mnóstwo definicji. Dla mnie taniec to coś bardzo wyzwalającego, ekscytującego, a jeśli na dodatek jestem choreografem, to daje mi to jeszcze przyjemność tworzenia. Pomysły rodzące się w mojej głowie za pół roku, za rok oklaskiwane są na scenie. Taniec współczesny jest dla mnie wyrażaniem emocji, łamaniem reguł, poszukiwaniem.
– Muzyka towarzysząca próbie była niepokojąca, a i sam taniec zawierał w sobie duży ładunek emocji.
– Każda moja choreografia jest o czymś. Staramy się tworzyć nie tylko same taneczne kroki, ale opowieść. A jak opowieść, to i emocje. Czasami dotykamy bardzo trudnych tematów.
– Nie za trudnych dla młodych?
– To kwestia podejścia do tematu. Wierzę w to, że jeśli wcześniej przegada się temat, to tancerze w to wchodzą w stu procentach. Staram się, żeby moi tancerze nie odzwierciedlali wyłącznie ruchów, ale wiedzieli, po co są na scenie. Po co wykonują każdy gest. To wszystko musi być przegadane, a oni biorą temat i przepuszczają go przez swoje ciało, przez ciało tancerza.
– Młodzi ludzie muszą ze sobą rywalizować podczas konkursów. Zastanawiam się, czy to jest dla nich dobre?
– Konkursy dają dziewczynom doświadczenie sceniczne, możliwość skonfrontowania się z zespołami nie tylko z Polski. Jest to również umiejętność odnalezienia się na innej scenie. To również okazja do obejrzenia występów innych zespołów.
– Prawie zawsze wygrywacie, ale czasem jest gorycz porażki.
– Fajnie jest wygrywać, to bardzo miłe, ale też zdarzają się niższe lokaty. Przy tak duże liczbie wyjazdów konkursowych świetnie sobie z tym radzimy. Jeśli widzimy np., że inny zespół był lepszy, nie mamy problemu z pogratulowaniem im zwycięstwa. Takie zachowania są bardzo ważne. Myślę, że wychowuję młodzież, a taniec jest jakby, hmmm trochę przy okazji (śmiech). Dla moich tancerek konkursy są świetnym zdobywaniem doświadczenia. Dziewczęta obserwując występy innych potrafią konstruktywnie rozmawiać o choreografiach, o technice wykonania. To mnie cieszy, ponieważ patrzą nie tylko na medalowe miejsca. Kiedy wracamy autokarem do domu, rozmawiamy o konkursie, dyskutujemy, przeżywamy, a to znaczy, że coś nas poruszyło. Miejsca na podium są tylko oceną jurorów, a wszystko pozostałe jest bardziej wartościowe.
– Co robi instruktor tańca, kiedy nie tańczy?
– Myśli o tańcu, układa kolejną choreografię nawet podczas jazdy tramwajem. Tak powstało dużo moich choreografii. Bywa, że coś mnie zainspiruje podczas podróży. Kiedyś w tramwaju zobaczyłam ludzi posługujących się językiem migowym. Wymyśliłam wtedy choreografię o dwóch światach: ludzi słyszących i niesłyszących. Zainspirować można się wszędzie i wszystkim.
– Kilka lat temu, podczas jubileuszu Pałacu Młodzieży, wy, dorosłe „baletówki”, jak same się nazywacie, wróciłyście na scenę…
– Zbliżał się jubileusz Pałacu Młodzieży. Była to świetna okazja by zaprezentowały się moje koleżanki sprzed lat, z którymi tańczyłam w zespole baletowym lub uczęszczały do innych grup tanecznych w Pałacu Młodzieży. Pomogła mi w tym m.in. Hanna Andrzejewska. Zebrały się 23 panie, z którymi pracowałam przez prawie rok. Przygotowałyśmy choreografię, którą zaprezentowałyśmy podczas jubileuszu Pałacu Młodzieży w Operze Nova w Bydgoszczy.
– W jednolitych strojach wykonałyście charlestona.
– Pełna profeska! Zastanawiałyśmy się wcześniej, co możemy zatańczyć, żeby pokazać nasze mocne strony i to, że taniec pozostał w każdej z nas. W końcu stanęłyśmy na scenie po prawie trzydziestu latach! Spotkanie było niesamowite. Przez pierwsze dwie próby nie byłam w stanie ogarnąć towarzystwa. Kiedy koleżanki weszły na moją salę baletową, to zrobił się niesamowity jazgot. Nie mogłyśmy się sobą nacieszyć, kompletne szaleństwo. Ciężka praca pojawiła się dopiero podczas kolejnych prób. Postawiłam im bardzo wysoko poprzeczkę, ponieważ skoro w moim obecnym zespole nie wypuszczam na scenę niczego, co nie jest dobrze przygotowane, to również tak będzie z moimi koleżankami. I chwała im za to, że weszły w mój świat, poddały się temu, zaufały mi i wykonały na scenie pracę na sto procent. Jako choreograf jestem z nich bardzo dumna! Do dziś mamy ze sobą kontakt. To są przyjaźnie, które zawiązuje się w zespole tanecznym. Jest on szkołą życia. Dzielimy wspólnie nasze radości i smutki. Takie więzi zostają na całe życie. Jestem niesamowitą szczęściarą, że z moimi dziewczętami – tancerkami i koleżankami – mam bardzo dobry kontakt i że mam tak ciekawy zawód, który miał swój początek w zespole tanecznym w Pałacu Młodzieży.
Chcesz wiedzieć więcej? Zapisz się na nasz newsletter!