Mariusz Ręgiel fotografuje Bydgoszcz: To miasto jak rozsypane perły z naszyjnika. Jego poznanie wymaga czasu

Mariusz Ręgiel w Młynach Rothera Fot. B.Witkowski/UMB

– Czym Bydgoszcz urzeka? Ktoś porównał ją do pereł z rozerwanego naszyjnika. Trzeba nachodzić się po mieście, żeby je odnaleźć – uśmiecha się Mariusz Ręgiel, fotograf i pasjonat miasta. Bydgoskich pereł szuka także jako założyciel facebookowych grup: „Moja (Nasza) Bydgoszcz”, „Bydgoszcz – Moje (Nasze) Fotografie”, „Stare Fotografie i Ryciny – Chwile Zatrzymane w Czasie” oraz jeden z moderatorów grupy „Zabujani w Bydgoszczu (Brombergu)”.

Roman Laudański – Rozmawiamy w Młynach Rothera na Wyspie Młyńskiej, kiedy robił pan tu swoje pierwsze zdjęcia?

Mariusz Ręgiel – Bydgoszczanie zostali zaproszeni do Młynów Rothera podczas dnia otwartego w czasie remontu adaptacyjnego. Na samą Wyspę Młyńską zaglądam od kilkunastu lat. Pamiętam, że stały tu chyba trzy armaty. Większość czasu jako młody człowiek spędzałem jednak na bydgoskich Wyżynach, gdzie praktycznie od pierwszego roku życia do dzisiaj mieszkam z kilkunastoletnim epizodem – gdy mieszkałem na Górzyskowie.

– Jak rozpoczęło się pana zainteresowanie Bydgoszczą?

– Mogłem mieć wtedy 10-11 lat. W szkołach co pewien czas organizowano zbiórki surowców wtórnych. Makulaturę odkładało się w domach i zanosiło do szkoły. Kiedyś poproszona przez rodziców sąsiadka przyniosła dla mnie i brata przeczytane już gazety, kartony na makulaturę, wśród których była mała książeczka (Mariusz Ręgiel wyjmuje książkę „Bydgoszcz: informator, historia, teraźniejszość” wydaną w 1979 roku przez Towarzystwo Miłośników Miasta Bydgoszczy).

– Wydana na papierze gazetowym…

-…ale jest ilustrowana. O, a to zdjęcie z „zieleniakiem”, który kiedyś stał na placu Wolności. Pamiętam go! A na kolejnych zdjęciach nieotynkowane bloki z charakterystycznymi balkonami przy Sandomierskiej, fontanna przy „Rywalu” czy budowa obecnego kampusu Politechniki Bydgoskiej w Fordonie. Kiedy pierwszy raz przeglądałem tę książkę, zafascynowała mnie jednak fotografia przedstawiająca widok „Balatonu” na Bartodziejach. Jako nastolatek nie znałem ówczesnych osiedli, natomiast urzekło mnie, że w mieście jest taka woda! Od tego momentu zacząłem się interesować miastem. Zacząłem też zbierać inne bydgostiana. Najwięcej ich pozyskałem w latach 90. W następnej szkole poznałem kolegę, który miał podobne zainteresowania. Nie tylko czytaliśmy lokalną prasę, ale i szukaliśmy w antykwariatach książek i materiałów o Bydgoszczy. Przypomnę, że wtedy ukazywały się w Bydgoszczy: „Gazeta Pomorska”, „Ilustrowany Kurier Polski” oraz „Dziennik Wieczorny”. W prasie lokalnej wówczas dużo pisano o Bydgoszczy. Dziś mamy jednak do wyboru o wiele więcej źródeł. Kto chce, może dotrzeć do interesujących go wiadomości. Mnie zawsze pasjonowała historia i życie społeczne miasta.

– A nie ciągnęło pana np. do Towarzystwa Miłośników Miasta Bydgoszczy?

– Rozważałem to, kolega wcześniej to zrobił i powiedział, że zapisując się trzeba było wybrać konkretną sekcję, a mnie miasto interesowało bardziej całościowo. Bydgoszcz miała i ma szczęście do ludzi. Wizjoner Andrzej Szwalbe, który wyobrażał sobie dużą, kulturalną i europejską metropolitalną Bydgoszcz. Ludzie kojarzą go z Filharmonią Pomorską, ale przecież dzięki niemu powstało Biuro Wystaw Artystycznych, Opera Nova. Już przed laty mówił, że Bydgoszcz potrzebuje dużego dworca kolejowego, który stanie się wizytówką miasta.

– Czym Bydgoszcz pana urzeka?

– (Chwila milczenia) Przepiękne miasto, trudno znaleźć odpowiednie słowa. Kiedyś w audycji radiowej ktoś porównał Bydgoszcz do pereł z rozerwanego naszyjnika. One się rozsypały, dlatego poznanie Bydgoszczy wymaga czasu. Np. w Toruniu wszystko jest skupione w jednym miejscu – Stare i Nowe Miasto. W Bydgoszczy w jednym miejscu jest Exploseum, w innym Muzeum Kanału Bydgoskiego. Wejdźmy do Śródmieścia: ulica Paderewskiego, 20 Stycznia, Mickiewicza. Z Gdańskiej idźmy na Cieszkowskiego, gdzie występuje chyba największe skupienie architektury secesyjnej na jednej ulicy. Ona oddaje klimat belle epoque, pięknej epoki. W czasach PRL-u Śródmieście było zaniedbane, dziś dzieje się dużo, choć jeszcze bardzo dużo zostało do zrobienia. Moim zdaniem perłą na skalę europejską jest odrestaurowana fontanna „Potop”. Nie chodzi o jej wysokość – 7 metrów, przecież w całej Europie są wyższe, ale o podjęcie tematyki biblijnego „Potopu”.

– Nie mamy się czego wstydzić?

– Wydaje mi się, że nie. Pięknieje m.in. Okole, ulica Śląska…

– Kiedyś bezskutecznie szukałem Koziego Rynku na Okolu.

– Z nim jest taki problem, że w Bydgoszczy, jak słyszałem, były co najmniej trzy rynki, które potocznie określało się mianem „koziego rynku”. To były nazwy nieoficjalne na Szwederowie, Okolu…

– Robi pan również zdjęcia.

– To późniejsze hobby. Pierwszy aparat cyfrowy podarował mi brat w 2014 roku. A skoro interesowałem się miastem, to zacząłem wychodzić na spacery z aparatem. Chodziłem wszędzie. Staram się nie wracać do miejsc, które kiedyś już sfotografowałem. Ciekawe obiekty do sfotografowania są wszędzie, trzeba tylko umieć uważnie spojrzeć. Turyści fotografują na ogół miejsca najbardziej znane: Wyspę Młyńską, Stary Rynek. A jakie ciekawe mamy w Bydgoszczy bramy i podwórka! Chociaż one w dzisiejszych czasach są najczęściej zamykane, ludzie się poodgradzali. Chcesz wejść, to patrzą na ciebie jak na intruza. Dobrą inspiracją jest dla mnie pani Agata Kornik, potrafiąca dostać się prawie wszędzie! Ciekawe są również obiekty, które uległy destrukcji. Dla kogoś będzie to po prostu rudera, a dla pasjonata fragment ginącej historii miasta, jego tożsamości.

– Bydgoszcz ma swoją tożsamość?

– Oj ma, ma. Jesteśmy ósmym miastem w kraju ze średniowiecznym rodowodem. Niestety historia wojen i zaborów spowodowała, że w większości nie zachowały się zabytki architektoniczne z tamtych czasów – za wyjątkiem trzech kościołów i fragmentu murów obronnych. Jednak w naszym Muzeum Okręgowym możemy natrafić na szereg ciekawych artefaktów i dokumentów z tamtego okresu. Ciekawe zbiory piśmiennicze przedrozbiorowej Bydgoszczy prezentuje też Biblioteka Bernardynów w Bydgoszczy, mieszcząca się w zabytkowym budynku Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. dr. Witolda Bełzy przy Starym Rynku. Często przy okazji prowadzonych prac ziemnych w obrębie Starego Miasta, archeolodzy natrafiają na ciekawe ślady i pamiątki z przeszłości. Możemy natomiast chwalić się eklektyczną zabudową z przełomu XIX i XX wieku oraz modernizmem dwudziestolecia międzywojennego.

– Czy jest pan zwolennikiem odbudowania, a raczej ponownego zbudowania bydgoskiego zamku, odbudowania Teatru Miejskiego, zachodniej pierzei Starego Rynku?

– Co do pierzei i teatru, to tak. Pierzeja jest częścią naszej tożsamości i szkoda, że od razu po wojnie o tym nie pomyślano. Mieszkańcy Bydgoszczy to w większości ludność napływowa, która nie pamięta miasta z pierzeją i teatrem. Oni pewnie nie widzą takiej potrzeby, a to rany w tkance miejskiej. Dwie wieże nieistniejącego kościoła pojezuickiego były dobrą dominantą Starego Miasta. Nawet w bocznych uliczkach zawsze było wiadomo, że rynek jest tam, gdzie kościelne wieże. Teatr był przepięknym obiektem, też należałoby go odbudować.

– A zamek?

– Tak naprawdę nie wiemy, jak on wyglądał. Badania geodezyjne pokazałyby zarys. A stojąca makieta zamku jest raczej odwzorowaniem trendów, stylów z tamtych czasów. Dla odbudowanego zamku nie ma miejsca, bo dziś obszar, na którym stał, jest zabudowany.

– Czegoś brakuje panu w Bydgoszczy?

– Wizji spojrzenia na Bydgoszcz jako metropolię. Tu powinno powstać coś dużego, niepowtarzalnego. Coś, co byłoby magnesem przyciągającym ludzi do Bydgoszczy. Co? To sprawa do dyskusji. Bilbao jest miastem portowo-poprzemysłowym, ale Muzeum Guggenheima, sztuki współczesnej, stało się magnesem przyciągającym turystów z całego świata. Chodzi mi właśnie o coś tak wyjątkowego.

– A czy równie interesującym miejscem nie są zgarniające kolejne nagrody Młyny Rothera, w których rozmawiamy?

– Też, ale jak je wypromować?

– Turyści zachwycają się tym miejscem. Na wyspie i wokół niej mamy młyny, Muzeum Wyczółkowskiego, zieleń nad wodą, marinę, operę, katedrę, a i do Starego Rynku niedaleko.

– Do parków też. Tylko odnoszę wrażenie, że u nas promocja skierowana jest do wewnątrz, do nas samych, a nie na zewnątrz. Chociaż promocja dla bydgoszczan też jest ważna, żeby zaczęli utożsamiać się z miastem.

– A może już zaczęliśmy?

– Tylko przypuszczam, że gdybym np. w Białymstoku lub innym mieście zapytał o Bydgoszcz – to nie wiem z czym kojarzyłoby się im nasze miasto? Trzeba mocno postawić na promocję. Mamy Festiwal Operowy czy Bydgoski Festiwal Muzyczny, ale to jest kultura bardzo wysoka, raczej niszowa. Sopot czy Opole mają festiwale, o których przez kilka dni jest głośno w całym kraju. Coś takiego przydałoby się w Bydgoszczy. Wydarzenie kulturalne, a może sportowe, tylko dużej rangi?

– Robiąc zdjęcia w pewnym momencie postanowił się pan nimi podzielić.

– Nie widziałem sensu w robieniu ich do szuflady.

– Zamieszcza pan zdjęcia na portalach facebookowych. Wymienię: „Moja (Nasza) Bydgoszcz”, „Bydgoszcz – Moje (Nasze) Fotografie”, „Stare Fotografie i Ryciny – Chwile Zatrzymane w Czasie” oraz jest pan moderatorem „Zabujanych w Bydgoszczu (Brombergu)”. Zresztą coraz więcej osób robi zdjęcia miastu i zamieszcza je w mediach społecznościowych.

– Wynika to z coraz większej dostępności technicznej. Kilkanaście lat temu zdjęcia robiło się aparatem analogowym. Klisza kosztowała, wywołanie zdjęć także, a jak się źle skadrowało zdjęcie, było do niczego. Dziś każdy ma aparat w komórce, zdjęcia można robić i kasować. Moje pierwsze zdjęcia zamieszczałem na grupie „Bydgoszczanie”. Okazało się, że w tej grupie zdjęcia ginęły w masie innych tematów i ogłoszeń: kupię, sprzedam, zamienię. Pomyślałem o założeniu własnej grupy z określonym profilem. Tak powstała „Moja (Nasza) Bydgoszcz”. Służyła nie tylko zamieszczaniu zdjęć, ale jako miejsce do dyskusji o mieście. Tylko z czasem użytkownicy zaczęli wstawiać wyłącznie fotografie, które zdominowały grupę. Wtedy zmieniłem jej profil i określiłem, że zdjęcie ma być tylko ilustracją, a najważniejszy jest temat. A dla tych, którzy chcą zamieszczać wyłącznie zdjęcia założyłem grupę „Bydgoszcz – Moje (Nasze) Fotografie”. Interesowałem się historią, miałem materiały na temat miasta i pomyślałem, że fajnie byłoby też się dzielić fotografiami archiwalnymi, z albumów rodzinnych i innych źródeł. Wtedy założyłem grupę już nie tylko bydgoską, co ogólnopolską do zamieszczania starych fotografii, rycin. Warunkiem publikacji są własne zbiory, albumy rodzinne, a nie internet.

Bydgoszcz w przeszłości
Bydgoszcz w przeszłości, Stary Rynek w latach 80. XX wieku / Fot. Tomasz Najdzicz. Ze zbiorów Mariusza Ręgiela

– Jak już jesteśmy przy archiwach rodzinnych, to pochwalił się pan w sieci, że pozyskał kolekcję zdjęć Tomasza Najdzicza.

– To zdjęcia zrobione jeszcze w PRL-u, gdzieś z lat 1985 – 87. Tomasz Najdzicz był szkolnym kolegą brata, wyjechał z Polski. Zdjęcia budzą sentyment, pokazują głównie bydgoskie Wyżyny, na ich podstawie można porównać, co się zmieniło w danym miejscu. Wracają wspomnienia, choć czas powoduje, że nie potrafimy przywołać dokładnych obrazów. Czy stare zdjęcia wywołują sentyment? Oczywiście. Przyznam, że zawsze byłem sentymentalny, a teraz proces się pogłębia. Nieraz krytycznie patrzę na następujące zmiany, bo pewne miejsca zatracają dawny klimat.

– Pewnie jeszcze wielu mieszkańców np. Kapuścisk pamięta i wspomina zabawy pierwszomajowe „na deskach”.

– Na Wyżynach było to miejsce na terenie obecnego targowiska przy ulicy Modrakowej. Pamiętam, że w latach 70., kiedy jeszcze chodziłem na spacery z rodzicami po głównych obchodach, po pochodzie odbywały się festyny osiedlowe. Grała orkiestra, można było kupić deficytowe towary z samochodu.

– Ma pan swoich mistrzów fotografii?

– Przede wszystkim Jerzy Riegel. Z fotoreporterów prasowych wymienię Czesława Woźnego, Wojciecha Wieszoka, Tytusa Żmijewskiego czy Henryka Nahorskiego.

Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!

Udostępnij: Facebook Twitter